» Nie sty 12, 2020 9:17
Re: Honorowy Kot [tj. kochany pies Kaj] ZA TĘCZOWYM MOSTEM
Nawracające koszmary. Są miesiące, gdy nie dają spokoju. Nic innego się nie śni. Dziś przebudziłam się przed świtem, wzięłam leki i położyłam spowrotem, usypiając przypomniało się (być może nawet pierwszy od 5 lat), jak Kaj przychodził rano do sypialni i wciągnęłam Go do łóżka, najlepsze uczucie w życiu, najwspanialsze chwile, dosypialiśmy kokosząc się pod pierzyną, przytulając, przeciągając, wałkując, rolując po wyru. Śniło mi się, że wypadł z 4 piętra. Podpiełam u dołu siatkę na balkonie, by ptaki, które dokarmiam zimą, się o nią nie zaczepiły i miały wygodniejsze dojście do parapetu, utworzyła się tam szpara, przez którą wlatują. A mi się śniło, że wyszłam do innego pokoju, a Kaj przez tą szparę wypadł. Ktoś miał Go przypilnować, ale w sumie się nawet tym nie przejął, tylko wspomniał że pies chyba nie żyje, bo leży bez ruchu na dole. Leżał. Leżało małe rude ciałko, z połamanymi nogami, roztrzaskaną głową całą we krwii wypływającej z rozwartego, drżącego pyszczka..
Życie płynie normalnie, spokojnie. Przerywane takimi akcentami..
Zawsze mam Go pilnować i zawodzę. Nieraz się gubi i nie mogę Go znaleźć, nieraz ktoś mi Go kradnie, jest okaleczony, ma deformacje, powyrywane łapy, jest czymś przebity, nie ma połowy pyska. Malowniczo. Budzę się i żeby nie zerwać się i Go nie szukać, to muszę sobie powtarzać, że Kaj JUŻ nie żyje, nie cierpi, umarł, bo ja Go kazałam uśpić.
Wyczytałam, że mój znak zodiaku, znany z pamiętliwości i trzymania urazów, nie zapomina bólu. I jako się uważało potocznie, że zołzy takie czepliwe o jakąś pierdołę "nie wywlekać brudów z przeszłości, tylko odpuścić sobie by mogły już", działa to trochę inaczej, bo w nas cierpienie nie słabnie, po latach jest tak żywe, jak było na samym początku.
Takie banialuki głupie, a jakie prawdziwe.