Dziękuję!
O właśnie, zapomniałam dodać, że wszystko inne co mi po Psotce zostało, czyli karma, dwa posłania, szczotki i inne takie mniejsze rzeczy pojechały do schroniska, z którego Psotusia przed laty do nas trafiła po tym, jak ponoć wybrała sobie mojego tatę łażąc za nim wszędzie gdy przyjechał oglądać pieski. Zostawiłam sobie na pamiątkę obrożę i smycz. Kiedy odwiedzamy moich rodziców to do dziś się łapię na tym, że mówię "trzymajcie staruszkę", bo przez ostatnie dwa lata, kiedy już troszeczkę osłabł jej słuch, przestaliśmy ją puszczać żeby latała po wsi, bo mogłoby jej się coś stać. Ach, te wyprawy rowerowe z tatą, i Psocia rozwiązująca mi sznurówki od butów...
Odeszła na moich rękach, w sposób naturalny. Po prostu nagle dostała paraliżu, nie umiała wyjść na siku, potem nie umiała podnieść głowy i po dniu męczarni (była niedziela, wet zamknięty, nie dało się ulżyć) przestała oddychać. Aż nie mogłam w to uwierzyć, że mając 25 lat poryczę się jak dziecko. Ale to była moja psia siostra, bo ludzkiej nie miałam.
Ja tak naprawdę nadal uczę się kotów, ale pokochałam je bardzo mocno. To są naprawdę niezwykłe osobowości. Moja psina była zawsze przyjacielska i otwarta na wszystkich ludzi i zwierzęta. Mruczki są czasem dumne i wyniosłe, ale też jest ogrom momentów, kiedy pakują się na kolana do tulenia. Coś pięknego!