prawie zamarzł...

Rozniosłam rano przed pracą żarcie dla ptaków, dla kotów (poza domowymi mam też "przystankowe") i jadąc w autobusie pomyślałam sobie : jeszcze psów brakuje w tej menażerii. Ale nie ma bezdomnych psów, spokojnie. Żyją w obozach koncentracyjnych zwanych schroniskami - ale chociaż żarcie jakieś czasem im dają i jak sie uda to i schować sie przed deszczem/śniegiem czasem można... A otóż nie, nie zawsze - przed drzwiami zakładu pracy znalazłam zwiniętego w kłębek potwornie drżącego czarnego małego psiaka. Zero reakcji na przyjazno-zaczepne słowa, na głaskanie. Nigdy u żadnego stworzenia nie widziałam tak pustych oczu - bez żadnych uczuć. Namacałam obrożę, więc poszłam zapytać portiera czy w środku jest ktoś kto zostawił tego psa na zewnątrz. Choć nie wiem ile ten pies musiałby tam czekać zeby sie aż tak trząść... Zapewne był tam całą noc - brawa dla portiera nocnego któremu zamarzające obok stworzenie jest całkowicie obojętne
Zeszłam po chwili jeszcze raz do psa, zdecydowana zabrać go do swojego pokoju zeby sie choć ugrzał - ubiegła mnie sekretarka która według portiera zabrała go do lekarza. Jak znam życie znaczyło to ze pojechał do schroniska - i nie pomyliłam się. Nasza sekretarka też ma psa, więc nie potrafiła przejść koło niego obojętnie - okazało się, ze nie był TYLKO apatyczny - on był tak przemarznięty, że nie był w stanie wstać musiała go zanieść do samochodu. W samochodzie tulił się do ciepła, ewidentnie potrzebuje teraz ciepłego kąta. W schronie zapłaciła im, zeby się nim zajęli - ale gdzie w obozie koncentracyjnym takie zbytki od razu rzucili go na wybieg. To mała czarna psinka, nie jakiś niebezpieczny potwór szlag mnie trafia na tą przeklętą ludzką znieczulicę. Każdy się tłumaczy, ze nie może wziąść bo już ma (psa lub kota) albo ma dzieci - ja też nie mogę i nie mogę się pogodzić z tym, ze umrze tam bez jednego ciepłego słowa. Ludzie zlitujcie się czy znacie kogoś kto by się zajął tą psiną ? Podejmuję się odebrać go ze schronu,, wykąpać i dostarczyć (ale w najbliższą okolicę bo nie mam samochodu) żeby tylko sie domek znalazł... To mały czarny piesek z posiwiałym pyszczkiem, ma nie więcej jak 30 cm wysokości. Proszę, popytajcie znajomych...

Zeszłam po chwili jeszcze raz do psa, zdecydowana zabrać go do swojego pokoju zeby sie choć ugrzał - ubiegła mnie sekretarka która według portiera zabrała go do lekarza. Jak znam życie znaczyło to ze pojechał do schroniska - i nie pomyliłam się. Nasza sekretarka też ma psa, więc nie potrafiła przejść koło niego obojętnie - okazało się, ze nie był TYLKO apatyczny - on był tak przemarznięty, że nie był w stanie wstać musiała go zanieść do samochodu. W samochodzie tulił się do ciepła, ewidentnie potrzebuje teraz ciepłego kąta. W schronie zapłaciła im, zeby się nim zajęli - ale gdzie w obozie koncentracyjnym takie zbytki od razu rzucili go na wybieg. To mała czarna psinka, nie jakiś niebezpieczny potwór szlag mnie trafia na tą przeklętą ludzką znieczulicę. Każdy się tłumaczy, ze nie może wziąść bo już ma (psa lub kota) albo ma dzieci - ja też nie mogę i nie mogę się pogodzić z tym, ze umrze tam bez jednego ciepłego słowa. Ludzie zlitujcie się czy znacie kogoś kto by się zajął tą psiną ? Podejmuję się odebrać go ze schronu,, wykąpać i dostarczyć (ale w najbliższą okolicę bo nie mam samochodu) żeby tylko sie domek znalazł... To mały czarny piesek z posiwiałym pyszczkiem, ma nie więcej jak 30 cm wysokości. Proszę, popytajcie znajomych...
