Spotkałam psa, na oko 10-12 kg, w pobliżu stacji kolejowej. Był tak przerażony, że kiedy mu rzucałam psie ciastka, to uskakiwał. W ciągu pół godziny (a może więcej?) osiągnęłam tylko tyle, że przestał uciekać i pozwolił stać w odległości 2 m od siebie.
Nie chcę go zgłaszać do tutejszego hycla, bo – jak się dowiedziałam – są to starzy handlarze, u których psy wszelkiej wielkości i maści kotłują się razem i mnożą, a potem one lub ich potomstwo są sprzedawane. Z kolei schroniskowe służby pewnie nie dysponują sprzętem, żeby złapać tak przestraszone stworzenie (sieci i kij z pętlą to minimum w takim wypadku). Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to przychodzić do niego codziennie z jedzeniem i jeśli nie ucieknie ani nie zostanie przejechany, to może po tygodniu pozwoli mi się dotknąć. Tylko co dalej? Nie mam szans go zatrzymać ani nawet tymczasować, a w schronisku taka bieda chyba się nie odnajdzie, prawda? Może ktoś mógłby go wziąć na tymczas?
W skrócie: samiec, 10-12 kg, w świetle lamp (ciemno było) wyglądał na czarnego z podpalanymi elementami. Zdecydowany mieszaniec, chociaż jeśli miałabym go orientacyjnie opisać, to z kształtu pyska, kształtu uszu i sposobu ich trzymania a nawet spojrzenia przypominał mi border collie. Zgaduję, że będzie łagodny. Nie ma ogona. Sierść minimalnie wydłużona na brzuchu, ale minimalnie. Futro chyba zaniedbane, acz w miarę gęste.
POMOCY.