Dorobella mam od 2 lat suczkę - typową "żałrę" jak to mówimy, która nie dość, że szczeka na wszystko (wystarczy, że mam maseczkę na twarzy i już na mnie krzyczy) i o każdej porze (pójście do łazienki w nocy po cichu? - forget about it
) to jeszcze skalę głosu ma a'la Villas i potrafi wydawać takie ultradźwięki, że chyba nawet nietoperz padłby na zawał ;P Na podwórku może wydzierać się ile chce, w domu na przywitanie także. W nocy niekoniecznie, ale trochę pracy i wystarczy powiedzieć "Tosiu proszę zamknij dzióbek" - fakt nie mamy sąsiadów blisko bo mieszkamy na wsi dechami zabitej, ale i tak... zdarzały się próby otrucia. Pies po przejściach już jako maluch.
Drugi przygarnięty już 9 lat temu, najtrudniejszy - wcześniej katowany, w stanie skrajnego wygłodzenia i prawdopodobnie trzymany w jakiejś komórce czyli znał tylko ból, strach i głód - reagował agresją na uniesienie ręki, nawet jak chciałam się podrapać w głowę (pamiętam jak chciałam mu rzucić zabawkę, coś okropnego - najpierw agresja, potem wrzask i ucieczka). Nie wiedział czym są koty i jak to to funkcjonuje. Zdobywanie zaufania, redukcja strachu i oduczanie agresji trwało kilka lat. W nocy lubi "odpalić syrenę" na pełen gwizdek i pogadać z psami, które mieszkają kilometr od nas - nie muszę mówić, że jest to dość głośna konwersacja
No i trzecia bida, która jest ze mną od lat 3... to dopiero było dźwiękowe COŚ. Nie umiał szczekać. Wydawał za to bliżej nieokreślone krzykowycie. Coś jak słynny Cody
https://www.youtube.com/watch?v=feCXr86HzMk (w nocy taki dźwięk upiora potrafi postawić na nogi
) - no i naucz tu psa jak się szczeka tak aby włosy ze strachu nie stawały do apelu. W końcu załapał jak to się robi, ale zdarza mu się do tej pory nie kumać na co ma szczekać (np. Tosia biegnie w zadłuż ogrodzenia i hałakuje, a on leci w drugą stronę i drze się ile wlezie - jeszcze musi być nagroda, bo taki obronny pies z niego!).
Przeżyliśmy już tyle z psami, że szczekanie to akurat dla nas pikuś (całonocne wycie, przegryzienie drzwi na wylot, niszczenie pościeli, ścian, izolowanie samców etc etc). Nigdy nie przyszłoby mi do głowy aby fundować psom mechaniczne uspokajacze. Tym bardziej z uwagi na to, że strasznie się w życiu wycierpiały, a dwa otarły o śmierć. Nie korzystamy z niczyich usług (w najbliższym mieście wdziałam u pana ładnie nazywanego behawiorystą "świetny" sposób na uspokajanie psa - rażenie prądem). Wolę więc, aby burki moje kochane wyszczekały swoje i pracować nad tym, żeby odpuściły kiedy je o to poproszę (grzecznie oczywiście, bo się obrażają
).