Witajcie,
Wczoraj t.j, 5 czerwca około godz. 18.00 w Katowicach na wysokości osiedla 1000-lecia byłam świadkiem zdarzenia kiedy to mama kaczka z kilkoma kaczątkami (chyba czterema) gęsiego przechodziły przez tą ruchliwą szosę w stronę parku chorzowskiego.
Mama kaczka szła pierwsza i potrącił ją jakiś ch** który oczywiście nawet nie przyhamował, nic, brak mi słów. Mama kaczka zginęła, za nią szły dzieci
Stałam na parkingu, może jakieś 100-200 m od tego zdarzenia, zaraz po nim na trzech pasach zaczęły przystawać samochody, zrobił się chwilowo korek a kiedy się rozjechały małych kaczątek już nie widziałam. Chwilę potem, jak tam podjechałam, też ich nie było na żadnym z poboczy. Zachodzę w głowę co z nimi?
Poradźcie czy takie małe kaczątka mogą same dać radę i przetrwać, znaleźć inną grupę kaczek?
Może ktoś z Was słyszał o tym wydarzeniu, może jakimś cudem ktoś z tych zatrzymujących się samochodów zabrał maluchy?
Myślę o nich non stop i ciągle mi łzy lecą
I ta biedna kacza mama, pewnie prowadziła je do stawu w parku, były już tak blisko