Witajcie,
jestem w dość nieciekawej sytuacji. Od ponad roku mieszkam w starych budynkach kolejowych (wynajmuję mieszkanie na czas remontu domu), ok. 3 miesiące temu ze schroniska przygarnęłam psa. W tym takim skupisku 3 bloków kolejowych jest kilkanaście psów, jednak dość duży problem jest z jednym z nich i to akurat z mojej klatki. Sąsiadka, która mieszka kilka pięter nade mną ma 5tkę psiaków (najprawdopodobniej rozmnożonych między sobą gdyż żadne nie jest wysterylizowane ani wykastrowane), jedna z najmłodszych suń jest największym problemem sąsiadów i ludzi spacerujących lasem. Pies jest puszczany luzem, rzuca się na ludzi i inne zwierzęta. Sytuacja jest dość męcząca gdyż sama jestem gryziona w momencie kiedy podnoszę własnego szczeniaka nad głowę, żeby bestia nie zrobiła mu krzywdy. Sytuacja wielokrotnie była zgłaszana do SM czy na policję, zazwyczaj interwencje kończyły się sprawdzeniem aktualnego szczepienia. Sama niedawno zgłosiłam sprawę do TOZu - jednak zero reakcji. Podobnie z innymi instytucjami. Próbowałam też rozmów z sąsiadką z prośbą o po prostu wyprowadzanie psa w kagańcu bądź na smyczy. Oczywiście przyznała mi rację i powiedziała, że tak będzie robiła po czym godzinę później na spacer z całą 5tką bez smyczy wyszedł jej syn. Psina rzuciła się na jakiegoś faceta pod śmietnikiem a syn odwrócił wzrok, zero reakcji. Co robić? Jak się bronić? Jak unikać takich sytuacji i jak uspokajać rozjuszonego psa (który zabija jednym ciapnięciem ptaki w lesie)? Staram się wychodzić z psem, żeby się z nią mijać jednak nie jest to możliwe w 100% gdyż czasem nie usłyszę czy już wychodziła, albo szczeniakowi po prostu najzwyczajniej w świecie zachce się o innej porze. Co robić? Jestem już naprawdę w ogromnej desperacji!!!