Pozwolę sobie zacytować pewien fragment ze stron Ekostraży. Dzisiaj znajoma powiedziała mi "Ja spotykam same rozjechane jeże". Mam taką schizę, że gdy widzę zwłoki zwierzęcia na ulicy, poboczu- sprawdzam czy żyje, czy wymaga pomocy, czy też nie trzeba mu skrócić cierpień. Jeśli mam możliwość przenoszę na pobocze. Z ciałami jeży jest łatwo, nie są duże. Czasem tylko zastanawiam się czy jeż nie zostawił dzieci.
Jeżynka Niunia nie została spalona jak wiele innych jeży, nie potrącił ją samochód, nie zagryzł pies... więc ma szansę w spokoju doczekać wiosny. Inne jeże mogą nie mieć takiego szczęścia. Przecież dla wielu - widok brnącego w śniegu jeża nie jest niczym szczególnym.
"Głodne, spragnione, wyczerpane zimową hibernacją, wiosną jeże wyruszają na poszukiwanie pokarmu i partnerów do prokreacji. To ten okres, gdy jak zauważa Pat Morris („The New Hedgehog Book”), pędzą tak szybko przed siebie jak gdyby „poruszały się na kółkach”, a nie walecznie dzięki szybkim ruchom małych nóżek.
Wyruszą w ogóle, jeśli wcześniej dotrwają do i przeżyją hibernację, nie zostaną przez psa wygrzebane z norki zimą często ku uciesze jego właściciela lub unikną spalenia wraz z ogrodowymi śmieciami późnym lutowym popołudniem. A jak wyruszą, ewentualnie zostaną potrącone przez samochód, bo nawet nie rozjechane i pozbawione życia na „ raz-dwa”. Często dopiero trzecie auto daje radę po jeżu bezpośrednio przejechać. Ewentualnie konać będą na poboczu drogi, jak się doczołgają z bezwładnymi tylnymi łapkami. Średnio konać da się nawet ponad tydzień, bo archaiczne jeże walczyć potrafią ze śmiercią jak mało kto. Ta ich walka nas onieśmiela, gdy już wiemy że była daremna. I trzeba skończyć. "
http://www.jeze.org.pl/wiosna