kamari pisze:Justa, masz serce, więc cię boli. I będzie bolało. I Pedrusia zawsze będzie ci brakować.
Ale z czasem będzie cię nachodzić coraz więcej pozytywnych wspomnień o wspólnie spędzonych chwilach... o tym co śmiesznego zrobił, jakie miał nietypowe nawyki...
dokladnie tak jest, tylko potrzeba czasu na to. Najpierw musi byc ten okres zaloby, bolu, tesknoty, rozpaczy, a potem nadejdzie czas, ze bedzie mogla spojrzec w niebo i na mysl o Pedrze usmiechnac sie
ja pamietam wiele takich zabawnych sytuacji: np jak na klatce zaiwanial na dol z predkoscia swiatla, ze czlowiek za nim nie nadazal, a Justa sie smiala, ze mu swiat spod lapek ucieka, tak gnal...
albo jak przychodzilam w odwiedziny to tak skakal, tak szalal z radosci, az piszczal
Bardzo byl towarzyskim pieszczochem
Kazdego tak wital serdecznie
Albo pajaka zabawke jak oskalpowal
a jak warczal przy tym
jaki byl z siebie dumny i zadowolony
Porostu swir, ale nie sposob bylo tego swira nie kochac
Nieraz warczal groznie, jak mu cos odbilo, pokazal zabki, ale jak w okolicach sylwestra strzelaly petardy to tak sie biedny bal, skulil sie w klebek i trzasl sie ze strachu... Nikt by wtedy chyba nie pomyslal, ze ten zalekniony, przestraszony klebuszek potrafi byc czasem groznym psem.
A Justynie zaufal w pelni od razu, mozna powiedziec, ze postawil wszystko na 1 karte. Pamietam, gdy go poznalam na jednej z pierwszych wystaw-akcji adopcyjnych. Ani na chwile nie mogl Justy z oczu stracic, bo natychmiast stawal sie zalekniony, niepewny i reagowal agresja. Pamietam, ze nawet nie chcial sie zalatwic na dworze gdy Justy nie bylo obok, jak tylko sie zorientowal, ze nie ma jej obok-natychmiast gnal do teatru, gdzie ta akcja sie odbywala. Dopiero tam sie wyluzowal i tam sie zalatwil dopiero. Dopiero przy niej nabieral pewnosci siebie. I choc lubil ludzi, z czasem udawalo sie wychodzic z nim na spacery bez obecnosci Justy-to jednak nikomu tak bardzo nie ufal jak jej.