Strona 1 z 1

Warszawiacy - Bielańczycy, prośba o pomoc - zaginiony piesek

PostNapisane: Pon paź 10, 2011 19:11
przez Berek
Kochani, pewnie nieco beznadziejnie, ale Was zaalarmuję.


W piątek na terenie Cmentarza Wawrzyszewskiego w Warszawie natknęłam się na maluteńką, bardzo przestraszoną pudliczkę toy, czarną. Zwierzątko było bardzo nieufne i nie udało mi się go przywabić; szybko uciekło.

Dziś natknęłam się na ogłoszenie ludzi ktorzy szukają rozpaczliwie tego stworzonka.

Podobno w piątek, ale później, niż ja - ktoś widział ją na terenie Liceum Sportowego (popularny "DeWuLot" na ulicy Lindego). Czyli - co mnie dość zadziwia - w ciągu kilku godzin mała pokonała kilka kilometrów. W każdym razi ostatnio była widziana właśnie w okolicy Lasku Lindego na Bielanach (o ile to była ona - ale to dość charakterystyczny piesek).

Gdyby ktoś z Was się natknął na psiaczka - próbujcie go łapać; ma włascicieli którzy za nim płaczą i tęsknią.
:(
A może słyszeliście że ktoś znalazł małego, starego pudelka?

Re: Warszawiacy - Bielańczycy, prośba o pomoc - zaginiony piesek

PostNapisane: Pon paź 10, 2011 20:55
przez Berek
P.S. Wiem, że zdaje się nieładnie jest "up-ać" ale chciałabym żeby to ogłoszenie przetrwało trochę dłużej. Żal mi włascicieli psinki - to bardzo starsi, zrozpaczeni ludzie. :(
No i pieska też żal. To nie jest pogoda na toy pudelka błąkającego się na ulicy (albo w lesie... :( ).

Re: Warszawiacy - Bielańczycy, prośba o pomoc - zaginiony piesek

PostNapisane: Wto paź 11, 2011 10:47
przez nikadela
Ja jestem właścicielem Deli,o której to było godzinie?
Jeśli możesz daj znać na dogomania,tam jest założony ten temat,ja mam słabo z netem i jest mi ciężko skakać po wszystkich stronach

Re: Warszawiacy - Bielańczycy, prośba o pomoc - zaginiony piesek

PostNapisane: Wto paź 11, 2011 11:01
przez Niacha
Moje rejony! Też widziałam ogłoszenie, będę się rozglądać.

Re: Warszawiacy - Bielańczycy, prośba o pomoc - zaginiony piesek

PostNapisane: Wto paź 11, 2011 12:35
przez Berek
Nikadela, rozmawiałam wczoraj z Twoimi rodzicami - zostawiłam im mój numer.

Niewiele mogę dodać, poza tym, co im opowiedziałam. Kontakt z pieskiem był może dwuminutowy - potem szukałam go tak z półtorej godziny, wędrując po cmentarzu (miałam nadzieję, że biedactwo się tam nadal kręci); zostawiłam też mój numer telefonu pracującemu tam kamieniarzowi z prośbą, żeby zadzwonił do mnie jeśli pieska zobaczy.
:(
Miałam nadzieję, ze suczka zostanie na terenie cmentarza (sadziłam że ktoś ją przyprowadził idąc na grób i zwierzątko jakoś tam zginęło, oddaliło się - psy stosunkowo często zaczynają koczować w miejscu, gdzie straciły kontakt z włascicielem).

Po południu na cmentarz poszła jeszcze moja, mieszkajaca w pobliżu, mama.

A ja podjechałam w sobotę rano i chodziłam dobrą godzinę - po suczce nie było sladu.
:(
Z tego wniosek, że od razu po tym, jak ją zobaczyłam, musiała wybiec z cmentarza.