Jak w tytule. Po osiedlu plącze się uroczy pies. Na początku miał na szyi jakiś sznurek, ale ktoś mu go odciął. Nieduży rudzielec o dłuższym włosie, z ogonem jak chorągiew, z całkiem niegłupim spojrzeniem. Plącze się od kilku dni, łazi za ludźmi, przyjazny, wręcz serdeczny. Ktoś go nakarmi, ktoś wody wyniesie, ostatnio moja córka do niego wygląda, w efekcie pies "zaparkował" na wycieraczce. Ale zostać tu nie może - do domu nie wezmę bo kotów 5 w kawalerce, mnie całymi dniami w domu nie ma, a z reszta i tak jestem już tylko jedną nogą w kraju. Kundel absolutny, ale miły, bardzo przyjazny i proludzki. Dziś pada, więc leży przy schodach, wczoraj leżał pod blokiem, a wieczorem nakarmiony, ale nie wpuszczony do bloku położył się przy wejściu do klatki schodowej. Szkoda drania na tułaczkę - on każdego człowieka pokocha. Może udało by się znaleźć mu dom nim zniknie z osiedla? Ja nawet przechować go nie mam gdzie.


