Ptaszek, Zeberka, w dodatku samczyk, dziki i nieokrzesany z widokiem człowieka, trzepotał po kuchni jak opętany. I cóż za koszmar- z jednej strony wydzierający się ptak-RATUNKU! Człowiek!- a z drugiej- DAWAJ Go!!!, OTWIERAJ natychmiast!!! i łup w drzwi, łup. I tu dziękuje Bozi za danie mi odrobiny rozumu i zamontowanie w drzwiach gałki a nie klamki.

Po 30 minutowej łapance, okupionej dyszeniem ze strachu ptaka, ściekającego potu po mnie, Zeberka znalazła się w kontenerku. Szybki, super szybki zakup klatki dla ptactwa, ziarno i okaz stoi u siostry w pokoju.
Pominę fakt, że gdyby został u mnie prędzej czy później byłby pierwszą ofiarą Zakładu Utylizacji Ptaków, to u siostry jest przedmiotem adoracji niezwykle grubej kocicy, dla której wskoczenie na szafkę jest wyczynem porównywalnym do wspinaczki na k2. Pozostałe panny jedynie wyrażają swój brak akceptacji dla koszmarnego gadatliwego stwora, unikając pokoju w którym nie da się już normalnie spać.
Gdyby zatem ktoś doradził mi , z tych osób bardziej obeznanych z takimi opierzonymi- co zrobić aby miał komfortowe życie (dokupić drugiego ptaszka?) -to będę niezmiernie wdzięczna