No właśnie wcale nie było żadnej zawieruchy. Po prostu śnieg tak ciężki i mokry... za ciężki.
A Teżet uwielbia rąbać drewno i ma tej rozrywki po kokardy, ogrzewamy domy jedynie kominkiem.
Ale żeby ot tak coś wycinać - nigdy w życiu. Ile się nakombinowaliśmy, by postawić dom w takim miejscu na działce, by jak najmniej drzew wyciąć!
Btw, Teżet biedaczek miał dziś wyjątkowo nieprzyjemną pobudkę. Mało, że musiał Najmłodszego odwieźć do szkoły na ósmą i to już go nieco stresowało, to jeszcze jeden z naszych pupilków zwalił o świcie, a konkretnie o 5.40, butelkę z nalewką. Bity litr.

Musiałam go zewlec z łóżka, by posprzątał, bo nie zdążyłabym na pociąg. Został tak z wielką, purpurową kałużą, dopytując się z irytacją, które to takie subtelne, a chała. Nie powiem mu, sama wytrzepię to rude futro...
