Było tak:
rano Fred dostał śniadanie i tabletkę na uspokojenie. Po dwóch godzinach pojechaliśmy po niego. Był niezwykle podekscytowany - widać dawka (ostrożnie szacowana) była za mała. Trochę, a nawet więcej niż trochę, opierał się przy wejściu do samochodu - to była jego pierwsza jazda w życiu, więc nic dziwnego - ale w końcu się udało wsadzić ten szkielecik do środka... Pomógł trochę żółty ser, który zabraliśmy na wabika. Zapach w samochodzie okropny - nie mógł być inny, skoro klatka, w której przebywał nie była chyba nigdy sprzątana...
Fred nie położył się tylko chodził niespokojnie...
Po drodze mała przygoda --- zabrudzony koc - niestety rozwolnienie... postój... koc do śmieci.. czyszczenie tapicerki. Potem zatrzymywaliśmy się co jakiś czas na krótkie spacerki... Za każdym razem problemy z wchodzeniem do samochodu... Za ostatnim jakby nabrał zaufania i było o wiele lepiej... Ale ciągle był niespokojny... pazurkiem rozpruł tapicerkę.. Siedziałam przy nim... mówiłam do niego cały czas, głaskałam go... po godzinie jazdy zaczął się tulić - włożył mi nos pod kurtkę...
Byłam równie zdenerwowana jak on - w nocy spałam zaledwie 3 godziny - ale, wierzcie mi -----
TO BYŁA NAJPIĘKNIEJSZA PODRÓŻ W MOIM ŻYCIU!!!
Zwierzyniec Eulalii to inny świat - taki, jakiego chciałoby się dla wszystkich ludzi i zwierząt...
Fred jest wreszcie wśród PRZYJACIÓŁ...
Jego życie nabiera sensu - to stopniowy proces, bo potrzebuje czasu, żeby zaufać - niewiele czasu, bo jest bardzo spragniony przyjaźni...
Jutro napiszę więcej, a jeszcze dzisiaj będę miała prośbę do mojej dobrej forumowej Przewodniczki o zamieszczenie zdjęć - niestety nie wiem jak to się robi
Dziękuję Wam Wszystkim za zainteresowanie, troskę i pomoc - Fred naprawdę zasługuje na to wszystko!!! To dobry, łagodny piesek...[/img]