Nieudane adopcje.

O wszystkich stworzeniach poza kotami

Moderator: Moderatorzy

Post » Pt sie 06, 2010 14:31 Re: Nieudane adopcje.

Gdybym mogła pomóc jakoś, napisz swój telefon na PW, zadzwonię, pogadamy :)
I kciukasy w pakiecie :ok:
ObrazekObrazekObrazekObrazek

spinca

 
Posty: 1429
Od: Pon paź 19, 2009 12:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob sie 28, 2010 20:39 Re: Nieudane adopcje.

Wrócę na chwilę do tematu. Czytając forum bym dała w rozliczeniu ogólnym 70/30 winy wyadoptowujących/adoptujących.

Proporcja zmienia się na niekorzyść drastycznie w przypadkach kiedy DT czy wolontariusz ma presję czasu czy ilości kotów, miałam okazję zauważyć ostatnio w swoim "dalszym" otoczeniu. Jeśli u kogoś występują np. 3 zwroty w ciagu tygodnia, to na pewno coś ma niedopracowane, a jeśli tego nie widzi ze coś jest nie tak to już całkowicie kaplica :roll:

Po mojemu jeśli ktoś już przez telefon nie uprzedza zainteresowanego że będzie rozmowa kwalifikacyjna, jeśli wydaje kota osobie zupełnie nieznanej już na pierwszej wizycie, to samo to już się prosi o kłopoty z adopcją.

Za nieodpowiedzialne uznaję też (co zdarza się niebezpiecznie często) wydawanie kotów do domu, gdzie ktoś w rodzinie ma/miał alergię, zwłaszcza w okresie wiosennym czy letnim (90% trafien: kot potem wraca, bo pani ma katar sienny 'na kota' a potem się okazuje że to na pyłki :/). Miałam takie propozycje DS i w życiu by mnie nie zmusili do oddania kota, no chyba że w domu JUŻ JEST drugi kot... bo dawanie kota na próbę "się zobaczy czy będzie alergia" no sory, niech testy robią!

Najgorszy jest chyba jednak brak rozmowy nie tylko kwalifikacyjnej, ale uświadamiającej. Ten błąd wcale nie zdarza się rzadko, i jest chyba czymś czego ja się najbardziej boję: że o czyms nie powiem i wtedy przez mnie coś się kotu stanie. Co z tego że się wypytam człowieka o okna, sterylizację, szczepienia, kwiatki, alergie i możność poniesienia kosztów leczenia, jeśli mu nie powiem o tanich karmach, pilnowaniu przy zamykaniu drzwi, kablach elektrycznych, możliwości spadku odporności u kota po przeprowadzce, pilnowaniu gumek nitek igiełek szpilek i drucików, pierwszych objawach chorób, konsystencji i częstotliwości wypróżniania się, miejscu położenia misek, miejscu połozenia kuwety, konieczności kontroli u weta nawet jak wszystko jest ok? Tego "normalny" człowiek najczęściej nie wie! Nawet moi bliscy znajomi którzy u mnie bywają i widzą jak się zająć kotem należy, tego nie wiedzą, i dopiero jak się zdecydują na kociaka to robią wielkie oczy. Ja dodatkowo mówię o nocnych markach, wychowywaniu kota, kociej psychice i kocim rozumku, daleko posuniętej nietolerancji na tapety i konieczności posiadania kilku drapaków.... i w ogóle nawijam jak najęta i każę zapisywać (albo daję gotową sciągę nawet).

Za każdym razem jak wydaję kota, to najpierw kandydat przyjezdza do mnie zobaczyc kota i byc zobaczonym przeze mnie, spowiada się ze wszystkiego wlącznie z psem babci i genami wujka. potem jeden-dwa dni do namysłu, i wtedy ja zawożę kota od razu oglądając dom i dodatkowo NA MIEJSCU informując o tym co trzeba zabezpieczyc i co się może dziać. Prawie zawsze okazuje się że występuje reakcja "no proszę tego nie wiedziałem".

No i jak wariatka dzwonię kontrolnie raz na 3 dni przez pierwsze 2 tygodnie na wszelki wypadek z pytaniami o jedzenie, zachowanie, efekty w kuwecie... może to i paranoiczne, ale skuteczne, bo dzwonią potem do mnie z podziękowaniami że się opiekuję nie tylko kotem, ale i nimi i maj kontakt na bieżąco zeby pytac, uscislac, dokształcać się... ale dzięki temu nie ma sytuacji ze kot choruje, ludzie nie idą do weta bo "mu przejdzie" a ja nic nie wiem.

Jak dotąd nie miałam jeszcze zwrotu i, odpukać, nic się nie zapowiada żeby był.

Poker71

 
Posty: 5149
Od: Nie lip 01, 2007 15:03
Lokalizacja: Pomorze

Post » Sob paź 16, 2010 23:42 Re: Nieudane adopcje.

luelka pisze:Droga Agaaa, kot jest z natury drapieżnikiem, kot domowy z natury mieszka przy człowieku (np. w domu). Drapieżniki, które mieszkają u mnie, to nie koty wolno żyjące, które żyłyby sobie w lesie i polowały. To koty, które, gdyby zostały tam, skąd zostały wzięte, już dawno by nie żyły. Co do wielu rzeczy mogę mieć wątpliwości, ale jednego jestem pewna - kot żywy jest kotem szczęśliwszym od nieżyjącego. Drugiego też jestem pewna - kot przyzwyczajony do życia w mieszkaniu nie poradziłby sobie z życiem w środowisku naturalnym. Nigdy nie twierdziłam, że dzikie, miejskie czy wiejskie, nieoswojone koty powinno zabierać się do mieszkań - one sobie radzą w swoim środowisku. Ja mówię o kotach, które były skazane na łaskę czy raczej niełaskę człowieka.

Ja za swoje koty - i swoich podopiecznych czuję się odpowiedzialna. To są zwierzaki, nie ludzie, więc nie mogę liczyć na to, że przewidzą konsekwencję swoich zachowań, że przewidzą niebezpieczeństwo - od tego jestem ja. Powtarzam - wypuszczanie kotów do ogrodu - TAK! ALE - pod warunkiem, że ma się wolierę. Bo jeżeli nie ma woliery czy innego zabezpieczenia - to nie możesz odpowiadać za to, co tam kota spotka: głupi, okrutny człowiek, nieraz nieświadomie, ale okrutne zabawy dzieci, samochody, psy, a raczej: ludzie szczujący psy na koty, trutki.

Opiekując się kotami trzeba próbować zrozumieć ich naturę, ich potrzeby. Takimi potrzebami jest polowanie, zabawa, bodźce zewnętrzne, urozmaicenie, bezpieczeństwo. To zależy od inwencji człowieka i chęci, czy się będzie starało zaspokoić te potrzeby. Więc zabawy - ale naprawdę niekoniecznie na trawie (chociaż fajnie by było - naprawdę marzę o tym ogrodzie z wolierą :kotek: ) I jeszcze raz: BEZPIECZEŃSTWO.

rewelacja. zwłaszcza kolorowy fragment. niniejszym pożyczam na zawsze, dokładam argumenty za sterylizacją i mam komplet do dyskusji i uświadamiania. dziękuję za tak trafne ujęcie tematu!

Marcepan

Avatar użytkownika
 
Posty: 1629
Od: Śro lip 11, 2007 15:22
Lokalizacja: Sopot

Post » Nie paź 17, 2010 9:56 Re: Nieudane adopcje.

Ależ proszę :)
"Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy..."

luelka

 
Posty: 4356
Od: Sob cze 30, 2007 8:14
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie paź 17, 2010 19:13 Re: Nieudane adopcje.

Przyznam się, ze przeczytałam kilka pierwszych stron, na których wypowiadał/a się persiak1... i macki mi opadły, gdy przeczytałam, ze TTB to tacy mordercy i zagryzają wszystkich. Nienawidzę, gdy ktoś, kto się nie zna, wypowiada się stereotypami. Wybielanie TTB rozumiem, że prowadzi Fundacja AST? Ja lepszej fundacji nie widziałam na dogo - bardziej odpowiedzialnej, konkretnej i ostrożnej w dobieraniu domów.

Inna kwestia - to jest bardzo możliwe, że większa wina jest po stronie wyadoptowujących. Dlaczego? Bo nieodpowiednie domy są zwykle sprawdzane wcześniej i odrzucane...

Kilka przykładów - od kilku miesięcy jest ogłaszany pies, rzekomo w typie sznaucera. Że spokojny, grzeczny itd. A nie jest to do końca prawda, po tym, co czytałam na wątku i widziałam na własne oczy. No, i pies sznaucera przypomina tylko z rodzaju sierści. I to mnie dobija.

Inna sprawa, że niektórzy wolontariusze stawiają sobie na cel znalezienie jak największej liczby domów. I zacierają niektóre cechy psów w ogłoszeniach. Też bym tak mogła, miałam pięknego jamnika do adopcji - problem w tym, że jamnik miał ochotę zapolować na każdego, kto się go czepiał, jak on nie chciał. Poza tym - pies cudo, karny niezwykle, inteligentny, niewybredny, całkowicie zdrowy po 6 miesiącach w schronisku. Domów było co niemiara. Wizyty - tylko dwie. Pierwsza wypadła pomyślnie, ale w między czasie okazało sie, że to, co mówi przyszły dom, a co jest prawdą, nieco się ze sobą mija - poinformowali nas o tym sąsiedzi. Drugi dom był przemaglowany - do dziś sam z siebie dzwoni, pisze, wysyła zdjęcia. W pierwszych dniach posiadania psa u siebie dzwonili i pytali, jak sobie radzić z zachowaniami. Byli konkretni, zdeterminowani - takiego domu szukać ze świecą. Dotychczas wydałam samodzielnie, od początku do końca, pięć psów, szczeniaka i cztery dorosłe, a do tego jednego chorego kota - niewiele, to fakt. Ale za to mam pewność, że domy są dobre, sprawdzone i wyczekane.

Podsumowując przydługi wywód - myślę, ze nie ma co uogólniać. Wizyty są potrzebne, bo pozwalają ocenić warunki - jeśli komuś zależy na psie, to zgodzi się na wizytę. U nas wizyta - nie wiem, jak kocia - wygląda tak, że ktoś przychodzi, rozmawia z domem o konkretnym psie, jego zachowaniach, o tym, jak chcą sobie z tym poradzić itd. Nikt nie pyta o zarobki, nie zagląda w kąty. Ja również nie wymagam od domu, żeby zdawał mi regularną relację, co i jak z psem. Pytam, na początku cześciej, potem rzadziej, jak się ma pies, mam stały kontakt z domami, ale nie na zasadzie zmuszania do wyznań. Moje DSy często wspierają inne psy pod moją opieką.

lady_swallow

 
Posty: 848
Od: Czw gru 13, 2007 19:24

Post » Nie paź 17, 2010 19:35 Re: Nieudane adopcje.

Niestety i takie domy wypytane,wymacane i wyczekane tez zmieniają zdanie. Nigdy, nigdy nie ma pewnosci. Tylko naszym odpowiedzialnym postepowaniem ograniczamy "zwrot" naszych podopiecznych.Ale pewności nie mam nigdy!
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56003
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Nie paź 17, 2010 19:46 Re: Nieudane adopcje.

ASK@ pisze:Niestety i takie domy wypytane,wymacane i wyczekane tez zmieniają zdanie. Nigdy, nigdy nie ma pewnosci. Tylko naszym odpowiedzialnym postepowaniem ograniczamy "zwrot" naszych podopiecznych.Ale pewności nie mam nigdy!


To prawda. Pomijam, że domy szukają czasem takich wymówek, ze zaczynam wątpić w ich inteligencję. Przykład - koleżanka z Zamościa wydała sukę do domu w Poznaniu. Domek super, z podejściem do zwierząt itd. Po trzech tygodniach: "zabierajcie psa natychmiast!". To nic, że druga strona Polski, prawda? Domek chce już i tak ma być - bo pies będzie na ulicy. Powód? Pani stwierdziła, że będzie miała w domu pod opieką jakieś dziecko, uczulone na sierść psów - ale nie może zrezygnować z opieki, bo umówiła się na nią już kilka miesięcy temu! Co więcej, wiedziała, że dziecko ma alergię. Po co wzięła psa? Dotąd nie rozumiem. Był też drugi powód- pies warczał na 4letniego synka czy tam córkę Pani. A wyszedł z DT, gdzie miał kontakt z ponad rocznym dzieckiem. I poszedł z tego DS do DT, gdzie była dwójka dzieci, poniżej 6 roku życia. Co się okazało? Suka PANICZNIE bała się dzieci na początku, warczała - ze strachu! Nie chcę wiedzieć, na co matka w DS pozwalała dziecku, że super ufny pies zaczął się tak bać...

lady_swallow

 
Posty: 848
Od: Czw gru 13, 2007 19:24

Post » Nie paź 17, 2010 23:12 Re: Nieudane adopcje.

Bardzo mądry i pouczający wątek.
Ja też od jakiegoś czasu znów zaglądam na dogo i nawet nieco pomagam w miejskim schronisku. Plus mam psa na DT.
Ale macie racje i z tym niedoinformowaniem i różnym podejściem nowych opiekunów. Czy to nieodpowiedzialność może tak, ale może czasem wyborem kierują wyłącznie emocje, że jakoś to będzie, że bardzo się pragnie mieć zwierzaka.
Oczywiście, że decyzja powinna być podjęta na zimno, przemyślana. Ale co innego rozmowa co innego zwierzak w domu.
Cieszę się, że powstał ten wątek, będę go regularnie podczytywała.
I mimo, że mam koty 5 lat to chętnie taką ściąge dla nowych właścicieli bym przeczytala.
I idę na allegro szukać drapaka bo własnie mi się rozsypał i tapety zaczynają być obdzierane.
Nataniel lat 12:)

Alina1971

 
Posty: 12757
Od: Sob maja 21, 2005 17:33
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój/Śląsk

Post » Pon paź 18, 2010 9:37 Re: Nieudane adopcje.

Ja nawet przystosowałam sobie ankietę przedadopcyjną, zamiast wypytywać ludzi przez telefon - pytania są zwykle ułożone tak, żeby nie sugerować żadnej z odpowiedzi.

lady_swallow

 
Posty: 848
Od: Czw gru 13, 2007 19:24

Post » Pon paź 18, 2010 10:42 Re: Nieudane adopcje.

Ciekawe jakie są to pytania? Pytam gdyż to może być wielce pouczająca sprawa. Jak widać adopcje to temat rzeka.

persiak1

 
Posty: 1469
Od: Sob paź 17, 2009 17:04

Post » Pon paź 18, 2010 10:44 Re: Nieudane adopcje.

ja tez mam ankietę,Ale wole wypytac a potem podesłać. Często niezobowiązująca rozmowa np o zwierzakach,które były w domu da więcej odpowiedzi na pytania jacy sa niz ankieta. Przy ankiecie moga sie zastanowić a na gorąco mówią jak jest czy było.Wysłanie ankiety i umowy to następny krok. I tu często ludzie odpadaja.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56003
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Pon paź 18, 2010 13:31 Re: Nieudane adopcje.

ASK@ pisze:ja tez mam ankietę,Ale wole wypytac a potem podesłać. Często niezobowiązująca rozmowa np o zwierzakach,które były w domu da więcej odpowiedzi na pytania jacy sa niz ankieta. Przy ankiecie moga sie zastanowić a na gorąco mówią jak jest czy było.Wysłanie ankiety i umowy to następny krok. I tu często ludzie odpadaja.


U mnie w tej samej kolejności - ale np., nauczona doświadczeniem, nie mówię o koniecznosci sterylizacji psa zawartej w umowie. Za to w ankiecie jest pytanie, co sądzą o sterylizacji - jeśli ktoś napisze, że nie jest przekonany, to rozmawiam. Ale jak ktoś pisze, ze to okaleczanie i nie daje sobie przetłumaczyć, to dziękuję. Oczywiscie, jeśli pada od razu w rozmowie pytanie o sterylkę czy kastrację, to odpowiadam, jak jest. Ale zdarzyły mi się dwa domy, którym chyba ktoś odmówił już psa, bo w rozmowie mówili, ze sterylka i kastracja, a w umowie napisali, ze to okaleczanie i oni nie będą. Na całe szczęście okazało się przed adopcją

lady_swallow

 
Posty: 848
Od: Czw gru 13, 2007 19:24

Post » Pon paź 18, 2010 13:55 Re: Nieudane adopcje.

dokladnie tak. Wpierw pytam o stosunek do sterylki.Potem ankieta. Potem rozmowa...
Ale jesli słyszę,że zwierzaki w domu już dorosłe nie sa ciachnięte to pouczam na spokojnie, ale kota z reguły nie daję. Jeszcze nie dałam,bo prosze o podanie terminu kastracji rezydenta to wtedy pogadamy o adopcji mojego kota. Jeszcze nikt się nie odezwał.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56003
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Pon paź 18, 2010 22:12 Re: Nieudane adopcje.

przerażający wątek.
boje się wyadoptować Bąbla :strach:
ObrazekObrazekObrazek

Koszmaria

Avatar użytkownika
 
Posty: 6233
Od: Pon lut 04, 2008 1:17
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon paź 18, 2010 22:31 Re: Nieudane adopcje.

Ale przecież w końcu się udaje - czasami na rozmowy adopcyjne przychodzą tacy ludzie, że się ma ochotę ich wyściskać za to, że są tak fajni, odpowiedzialni, wrażliwi, empatyczni.
"Wykuj własny szlak przez kraj dziki i surowy..."

luelka

 
Posty: 4356
Od: Sob cze 30, 2007 8:14
Lokalizacja: Kraków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość