Szalony Kot pisze:Ja po miesiącu mieszkania z trzema syjamami jak wróciłam do siebie to tak nieswojo czułam się pijąc herbatę bez kocich kłaków...
Za to w komputerze mimo dwukrotnego odkurzania ciągle twardo siedzą
E, to ja dopracowałam manewr odsierściania komputera po pierwszej wizycie w serwisie
Pan z nieskrywaną satysfakcją zademonstrował mi zdemontowany wiatrak do chłodzenia procesora, który wygladał jak kłąb waty cukrowej. Z tą różnicą, że ten fafoł był niejadalny - syjamowy
Nie żebym się tym specjalnie przejęła, ale przed kolejnym oddaniem kompa wiedziałam już, że trzeba odkręcić śrubki i dmuchnąć do środka sprężonym powietrzem (swoją drogą to obłęd- kupować puszkę z powietrzem
Ale kłaki, to małe miki. Moje syjamy były wyjątkowo ciepłolubne-stąd hamaczki na kaloryferach, okupacja kominka itp. A jak się rano wracało ze spaceru w ogródku, to trzeba było natychmiast ogrzać nóżki- najlepiej na kaloryferze, albo na jakimś włączonym sprzęcie elektronicznym- laptopie, DVD, etc.
Poza tym do domu pędziło się rzucić pawia z trawy pożartej w ogródku. W końcu jaka to przyjemność rzygać trawą na trawie? -Pańcia nie zobaczy efektu...
Kiedyś moja kicia nażarła się listopadową porą suchej trawy i przybiegła do domu zinwentaryzować żołądek. Tylko, że nóżki zmarzły, więc hyc na DVD i sruuu... rzygnęła do środka! Dobrze celowała- trafiła w otwory do chłodzenia
Maszyna skowytnęła (nie przeszła testu niezawodności pracy w trudnych warunkach
Do serwisu nie zaniosłam, złomowałam.


.










zuch dziewczyna