Co do obłażenia kocimi kłakami, to jest to nierówna walka, z góry skazana na porażkę. Trzeba polubić wszechobecne futro, albo unikać kotów
Jak to kiedyś powiedział mojej znajomej jej niedoszły: "Odmawiam picia herbaty w twoim domu, bo nie lubię herbaty z sierścią." Po takim dictum absztyfikant został przesunięty na odległe miejsce na liście znajomych
Ja mam normalną pościel (nienawidzę kory i śliskiej, zimnej satyny -brrr!), wszędzie pod ręką mam rolki z taśmą do 'odlisiania' (kupione w IKEI- bo najtańsze) plus takie specjalne szorstkie szczotki do zbierania włosów. Koce najpierw odkurzam, potem mocno trzepię i w końcu- piorę. Nigdy z ciuchami! I po praniu odlisiam wnętrze pralki +zbieram kłaki z uszczelek. Wszystkie kocie pledy mam polarowe. Podczas ostatniej wizyty moja 'sterylana' siostra chciała powyrzucać wszystkie koce. Już ją chciałam końskim palcatem śmignąć po paluszkach!

Ręce precz od zalisionych pledów!
Walczę codziennie (koty są czesane codziennie gumowym zgrzebłem-bo najlepiej wyszarpuje kłaki, przed wyjściem z domu odkłaczam ciuchy, po przyjściu do pracy-też), ale mój ulubiony kolor ciuchów -czekoladowy- dodatkowo uwidacznia każdy włosek sierściuchów.
Najfajniej jest jak zostawię w przedpokoju wielki, gruby, kaszmirowy szal w brązowym kolorze. Mój Misiek traktuje to jak swoiste wyzwanie, zachętę do ulubionej gry -kto kogo przechytrzy. Jeśli zapomnę schować szal w szafie, on go w nocy zrzuca na podłogę, pięknie rozściela i uwala się z nim. Widok mojego futra rozwalonego o poranku na szalu- bezcenny!

A ile potem skubania...
A poza tym i tak nie jest ze mną najgorzej - zawsze mogę obsobaczyć w pracy kolegę, który ma psa -wielkiego białego pompona, samojeda. Kolega przynosi połowę psa na sobie i białe wełniste kłaki -długości ponad 10 cm, fruwają w naszym pokoju, przyklejają do naelektryzowanych monitorów, przysiadają na moim fotelu...
