Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
Ale się porobiło! Przede wszystkim zawiązał się kolejny komitet strajkowy. Tym razem jednoosobowy. To znaczy KotProt powiedział, że on protestuje, bo ktoś mu narzygał do miseczki. Pańcia zajrzała, powiedziała "ups..." a potem zawołała nas na przekąskę przed obiadem. Potem długo tłumaczyła Księciu, by nie histeryzował, bo taki tam wymiot, to żaden wymiot, po prostu kocie chrupki lekko podgrzane. Ja wiem, że to zawsze Celina rzyga jak za szybko zje, a ona często szybko je, bo w zasadzie wszystko robi szybko. Kotecek łaskawie pańcie wysłuchał a potem zamachał pazurami, ale pańcia powiedziała, że i tak jest słodziak. No jak tu nie kochać takiego Kotecka?

Po drugie, odbyła się wielka bijatyka z wrzaskami i prychaniem. Zanim pańcia zdążyła się podnieść z fotela, to Gabunia wskoczyła pod stół w kuchni, Sielawka na kominek, ja aż się wywaliłem ze strachu, a po chwili Celina wrzeszcząc wniebogłosy prysnęła na dwór. Pańcia tym razem długo tłumaczyła Dupencji, że powinna być bardziej dyplomatyczna, bo Celina jeszcze w życiu na nikogo nie napadła a na dodatek jest mniejsza. Dupencja nawarczała na pańcię. To w ramach tej dyplomacji.
Po trzecie nastąpił już koniec świata, Gabunia ugryzła pańcia w nos!
Pańcio już ma na nosie jedną bliznę. Ugryzła go suka onka zabrana z wsobnej hodowli, była troszkę pomylona i bardzo nerwowa. No to teraz będzie miał drugą. Pańcia powiedziała, że dobrze mu tak, bo sam się od dawna prosił, dmuchając Gabuni w nos, szczerząc się na nią i wznosząc okrzyki "do pieca!" Gabunia to dopiero jest nerwowa! Oczywiście cały ten incydent nie przeszkodził Gabuni by pięć minut później się uwalić na pańciu a pańciowi, by się nabijać z Gabuni, jak zwykle.
Po czwarte chyba jeszcze ktoś strajkuje, bo na schodach rano było naszczane...
Po piąte pańcia kupiła Dupencji kolejną karmę, bo poprzednia produkowała kupy bardzo śmierdzące i ciapciate. Wczoraj Dupencja zeskoczyła z rąk pańci i tak sobie chodziła tu i tam, a pańcia przysiadła na stołeczku by obejrzeć coś w telewizorze. I tak węszy i węszy. Pańcia. Obwąchała się cała, kazała nam też wąchać - ja od razu mówiłem, by spojrzała na lewy kapeć! No i jak w końcu spojrzała, to dopiero było! Pańcia Dupencję nosi w specjalny sposób, by się nie ubrudzić, ale jak Dupencja skakała na podłogę, to po drodze uroniła wielki placek centralnie na pańciowy kapeć. Nowiutki.
A dziś pańcia miała coś, co sama nazywa "kuchennym atakiem" I już zapowiedziała pańciowi, że jak jutro nie umyje jej fermentatora z resztek po poprzednim winie, to będzie musiała go zabić, bo nosi ją, by nastawić kolejne. Ssie ją tak i musi. A na razie nakarmiła pańcia i jego kolegę zupą dyniową i bananowymi muffinkami. Podobno ma jeszcze jakieś straszne plany kuchenne. Gabunia twierdzi, że to i tak lepsze, niż dni, kiedy pańcia ma wolne, dobrze się czuje i nachodzi ją na sprzątanie. Oj tak, już taki jeden dzień przeżyłem...
