Mój labek też kiedyś zginął. Mama nawet już chciała listonoszy zwerbować do zwracania uwagi kto ma labka podobnego do naszego w domu przy okazji dostarczania poczty. Mój się na szczęście znalazł. Znaczy znaleźliśmy go niestety u weterynarza na granicy śmierci (samochód...) ale żyje i jest z nami.
Właścicielom życzę spokoju ducha i spokojnego analizowania gdzie pies może jeszcze być.
Mogę doradzić też żeby zapoznali się z jakimś wetem aktywnym w wetowym gronie i poprosili o rozpuszczenie wśród nich informacji o numerze tatuażu.
Musi się znaleźć. Wiem co to znaczy zastanawiać się czy ukochany zwierzak żyje i czy ktoś robi mu krzywdę.
A na giełdę co niedzielę. A nóż widelec akurat się tam znajdzie.