Dziewczyny...
Dzisiaj rano, gdy chciałam go wypuścić z kojca, go tam nie było!
Wszystko było identycznie jak wczoraj, ale on tam już nie był.
Ktoś go musiał ukraść!
Pewnie pytacie sie jak to możliwe, otóż skoro miejsce na kosz to było, z jednej i z drugiej strony, te ''drzwiczki'' otworzyć się dało.
Wcześniej nie pomyślałam o tym...
Co mam zrobić?
Sam uciekł? - Mój tata twierdzi, że to nie możliwe
Ktoś go ukradł? - Rozwieszałam przecież ogłoszenia.
Pomóżcie, bo ja nie dość że w szoku, to jeszcze całkowicie załamana.
Edit:
Teraz, doszłam do wniosku że mógł uciec.
Z jednej i drugiej strony tych ''drzwiczek'' dałam betonowe ''kafelki''.
I ta jedna była całkowicie przesunięta, więc próbuje otwierać, nie da się, ale jak otwieram do środka drzwi... tak.
Nie wiem czy on sam byłby w stanie to noskiem przesunąć, ale może wiatr mu pomógł?
Ja już nie mam pomysłów...