Przeczytałam, fajnie, że to się tak szcześliwie skończyło
To jest po prostu przerażające i straszne, że dzikie zwierzęta w naszym kraju nie moga liczyć na pomoc, a uświadomienie społeczeństwa nadal sięga bruku
Prosty przykład: centrum miasta, zabudowa zwarta, cały ogromy kwartał zabudowany kamienicami, ale wewnątrz kwartału jest zieleń, miniogródki i na tym terenie żyje kilka - nie jestem pewna: kun albo łasic. Kilka razy wracając wieczorem do domu natknęłam się już na nie, jak sobie przebiegały przez ulicę do nastepnego kwartału. Notorycznie trwają nocne walki z bezdomnymi i domnymi wychodzacymi kotami. Gdyby nie daj takiemu zwierzatku przydarzyło się coś złego - pogryzienie, potracenie , potrzebowałby pomocy - to jej nie znajdzie, bo pomimo zycia w mieście jest traktowane jak zwierze dzikie, podobnie jak jeże czy nawet lis żyjący na osiedlu (typowe blokowisko) u moich rodziców. Można tylko zgarnąć do zaprzyjaźnionego weterynarza i postarać się samemu znależć mu schronienie. Przerażające. Jakby to były zwierzęta drugiej kategorii.
Normalnie prosi się o list otwarty do Ministerstwa Środowiska.
Pewnie w końcu napisze, jak się wygrzebię z nadmiaru obowiazków