Z PAMIĘTNIKA STAREGO FILOZOFA
A zapowiadał się zwyczajny dzień. Podobno sobota. Pańcia wstała jeszcze wcześniej niż normalnie i poleciała do pracy. Już wiem, że rankami pańcia nie jest rozmowna, do tego stopnia, że nawet nie woła kotów na śniadanie, ogranicza się do znaczącego grzechotania chrupkami w kubku. Do mnie mówi tylko "cześć Filek, no mykaj na siusiu" i wystawia mnie za drzwi, a potem wprowadza z powrotem.
Potem wstał pańcio i też się wybierał do pracy, więc znowu wyszedłem na dwór, a pańcio poszedł uruchamiać to coś do jeżdżenia, co nazywa samochodem. Strasznie hałasował, potem mówił różne brzydkie rzeczy, potem przyszedł sąsiad, coś pokrzykiwali, kopali, pchali i robili dużo zamieszania. Potem pańcio mnie złapał i zaprowadził do domu i powiedział tak:
"Siedź tu Szariczku, bo nie mogę teraz bramy zamknąć, nie denerwuj się i pilnuj, by szczur nie wychodził!"
Poczułem się całkiem skołowany. Dlaczego Szariczku?? I jakiego szczura mam pilnować?? Pańcia pokazała mi jakieś trzy stworzenia, o których mówiła szczurcie, ale one siedzą wysoko i nigdy nie wychodzą. Postanowiłem się położyć na ulubionym fotelu i pomyśleć nad tym, ale jak przechodziłem obok fotela pańcia, to przypomniało mi się, że pańcia nie ma, za to siedzi tam coś innego...

Z tego wszystkiego poszedłem się położyć pod olimpiadę...

Tam na dworze ciągle hałasowali, przyjechał jeszcze inny samochód, przyszły inne osoby, a ja się denerwowałem, aż na szczęście pańcia wróciła i dowiedziałem się, że ogólnie licząc zakopały się cztery samochody, że pańcia sąsiedzi pchali aż na trzecią ulicę a resztę samochodów sąsiadów też trzeba było pchać i w ogóle odkąd pańcio tu mieszka to nie pamięta, by tyle śniegu się topiło na raz. Potem poszedłem do kuchni robić z pańcią obiad i jak już pańcio zjadł to usiedliśmy na spokojnie obok tej gorącej rzeczy, zwanej kominkiem, olimpiada gadała w kącie, i wydało się, że pańcio mówi "szczur" do tej małej, hałaśliwej suczki, która ciągle chodzi za pańcią, albo siedzi na pańci i warczy. Postanowiłem pańcia pocieszyć, bo pewnie mu było przykro, że nie zdołał pojechać do pracy...

I tylko jeden kot mnie nie lubi, ale trudno, pańcio mówi, żebym się tą suką nie przejmował. Nie zamierzam, pańcia ją zabiera, a ja najlepiej lubię wieczory, kiedy zostajemy z pańciem sami i jak to między nami mężczyznami - pańcio pracuje a ja mu pomagam.

W niedzielę pańcia znowu poleciała do pracy - uważam, że to bez sensu, tyle pracować, ale pańcia twierdzi, że i tak teraz nie da się chodzić na spacerki, bo albo woda po kolana, albo mokry śnieg po pas.
I podobno jem jak prosię...

Ale, ale!! Czy ja wam mówiłem, że jeden z tych kotów obsikał mi posłanko?? Państwo się tak zdumieli, że nawet nie nakrzyczeli na tego kota - nazywają ją Szarusią. Pańcia powiedziała, że pierwszy raz widzi Szarusię w takiej akcji, zabrała posłanko do prania i dała mi kocyk spod pańcia. W sumie to nie wiem, po co mi posłanko, mam już swój fotel, nie?
