


Mam dobrą wiadomość,
W ostatnią sobotę 1 października o 9 rano Bebi pojechała do domu.!!!
Była u mnie przez ostatnie dni żeby trochę się przyzwyczaić do ludzi i poznać z nową opiekunką, która jakoś nie mogła dojechać do Konstancina. O początkach już pisałam, a w ciągu ostatniego tygodnia okazało się na dodatek, że całkiem niezły z niej pieszczoch. Z początku bardzo nieśmiało, zaczęła zaczepiać mnie dotykając rąk pyszczkiem, gdy robiłam coś w klatce. Z dnia na dzień rozkręcała się coraz bardziej, lizała po ręku, zaczepiała łapką a nawet wywalała się brzuchem do góry, żeby ją głaskać. Pod koniec trudno było jej sprzątać w klatce, bo napraszała się o pieszczoty i lizała po twarzy. Często siedziała w wejściu do klatki, ale wyjść się jeszcze bała, choć mam wrażenie, że bardzo mało już jej brakowało. Niestety do osób, z którymi nie znała się tak długo dalej zachowywała dystans, ale nie była już to głównie ciekawość, a nie panika jak wcześniej. W każdym razie przekonałam się, że można ją wyciągnąć z tego przerażenia całym światem, w jakim tkwiła i mam wrażenie, że zrobiłam tu dobry początek. Należy teraz trzymać kciuki, żeby z nową opiekunką udało się to dociągnąć do końca. Ja miałam dużo radości z obserwowania jak z pod totalnego wypłosza zaczyna wyglądać wielki pieszczoch i radosny i ciekawski piesek. Myślę, że już dawno tak pożytecznie nie spędziłam urlopu.
Pozostałe psy dalej czekają na swoje domy, a już wszystkie są kontaktowe i smyczowe, a większość nawet samochodowe. Nic tylko dokooptować je do rodziny.
Dodam, że Rysio jest super-miziasty, ale nadal nie lubi obroży i smyczy, choć robi postępy.
Ruda zrobiła postępy ogromne, chodzi już na spacery, jednak z tej piątki jest zdecydowanie najbardziej nieśmiała.