Kurde, nie nadążam za rozwojem sytuacji. Spotkałam się na chwilę z Szalonym K. Sz.K jest duży, i bardzo niewyspany i wcale nie miał czasu, by postać ze mną w kolejce na poczcie i poplotkować. Niedobre Kocisko :>
Potem gadałam z Apsą i wieści o Wermisiu są doskonałe. Apsa ma sama napisać, streszczę wam jedynie, że został zakwalifikowany do bernardynów. I tego mamy się trzymać. :>
Potem z gniazda wypadł kos. Ja nie wiem, co te kosy mają w głowach, siano chyba. Zakładać gniazdo na terenie gdzie grasuje sześc kotów i to wśród pnącza, po którym najgorsza kocia łamaga jakoś wlizie, to hardkor normalnie. Kos mama i kos tata latały z wrzaskiem nisko lotem koszącym odganiając Sielawkę i Dupencję, ja waliłam mopem w Celinę, która usiłowała wspiąć się na to pnącze, a Teżet rzucał klapkiem w Munię. Normalnie czad.
Kocice szybko zrezygnowały, ale durny mały kos został na ziemi. Jest już opierzony i moim zdaniem powinien już umieć latać, może zaliczył jakiś falstart. Dzioba darł, aż szyszki z sosny spadały, a rodzice mu odpowiadali. Została od sąsiada pożyczona drabina i Teżet wlazł go włożyć do gniazda. Durny mały kos natychmiast wyskoczył na nowo. Teżet wlazł jeszcze raz, włożył debila i pojechał do Łodzi. Niech już więcej nic z tej sosny nie spada, bo to, że ja sama na żadną drabinę nie wejdę to pewne. Będę musiała małe durne hodować, czy jak? Odpukać.
I na koniec smutne info.
Rozkojarzona odeszła. [']
Bystra i Małobystra jeszcze się trzymają, ale skoro to siostry, to przypuszczam, że również powoli zmierzają za Tęczowy Most. No cóż, ze śmiercią jesteśmy chyba już oswojeni...