Jeszcze a propos kamieni - Hańka, wpadłaś na pomysł namaszczania kamieni olejkiem do opalania? Bo ja w tym roku wpadłam i okazuje się, że te wszystkie, co udawały bielutkie, to po namaszczeniu są różowe, szare w zielonkawe prążki, przezroczyste w białe kreski, złote w bardziej złote wzorki... Czad normalnie!
Dobra, teraz o gruszy.
Ale zanim o gruszy, to tytułem wstępu muszę napomknąć o mojej wyobraźni.
No, posiadam. Powiedziałabym nawet, że szalejącą, tę wyobraźnię posiadam. Można się częściowo przyzwyczaić a nawet częściowo opanować. Nie chadza się do kina, chyba, że na filmy, których treść się zna na pamięć. Inne filmy, nawet jak się zna na pamięć, to się ogląda w samotności i czujnie, z pilotem w ręku. Książki czyta się od końca i wybiórczo, o tym się przekonałam w dość wczesnym dzieciństwie, kiedy w "Panu Wołodyjowskim" dotarłam do Azji Tuhajbejowicza i pala. Niektóre fragmenty Trylogii czytałam z zamkniętymi oczami, można. Wiadomości każe się czytać najpierw zaufanemu Teżetowi.
Generalnie to ja ją lubię. Na przykład na takim urlopie - człowiek sobie leży, opala się, a w głowie nawija sobie kolejną wersję przygód Sherlocka, mając jako pożywkę inny fanfic. Albo człowiek jedzie godzinę do pracy, czytać nie może z różnych przyczyn, a w głowie biega sobie po Londynie, albo po Śródziemiu. Albo układa alternatywne wersje kolejnej kampanii rpg, mając świadomość, że przebiegły MG i tak zapewne wymyśli zupełnie inny scenariusz, nie szkodzi.
Innymi słowy, póki wyobraźnia nie wymyka mi się spod kontroli, albo nie zostanie znienacka zaatakowana jakąś dramatyczną informacją, wszystko jest super.
Jednakowoż czasem się wymyka.
No i teraz grusza. Rośnie sobie przy przystanku, z którego często jeżdżę do roboty, jeśli wybieram autobus, nie pociąg. Rośnie między torami a zachodnią stroną ulicy Patriotów. Taka wiecie, zwyczajna, polna grusza, jesienią sypie malutkimi gruszeczkami, ulęgałkami, czy jakoś tak.
No i pewnego jesiennego poranka wyobraziłam sobie, że tej gruszy musi być strasznie smutno i przykro. Ona tak się stara, wysila, rodzi te małe gruszeczki, a nikt, nikt ich nie chce! Te co spadną na chodnik są rozdeptywane, a inne ignorowane i ta mama-grusza musi być tym zdruzgotana! Co roku się stara i co roku nic, nikt...
Same rozumiecie, drogie ciotki, że teraz latam z torbą przy torach i zbieram, choć ani z nich nalewki dobrej nie ma, ani wina, ani w ogóle w zasadzie niczego, ale nigdy tego gruszy nie powiem...
