Z PAMIĘTNIKA
STAREGO FILOZOFA
Oesuoesu. Jakby takie akcje pańcia organizowała częściej, to byśmy dawno się zostali sierotkami!
Wczoraj wieczorem pańcia zwisała z fotela, twierdząc, że nie ma siły iść do łóżka, ani nerwów też nie ma, bo ten Nowy, zwany Ziemniakiem, ujadał ze wszystkich sił, budząc absolutnie wszystkie psy dookoła.
Ziemniak ujadał do północy, więc komisyjnie zadecydowaliśmy o przeniesieniu go do garażu. Junior mniej więcej ogarnął rzeczy, które ewentualnie mogłyby spaść Ziemniakowi na głowę, zaniósł zaszczane fistaszowe posłanko, miskę z wodą, miskę z chrupami (nota bene, chrupy są be, ziemniaki nie jadają chrupów, jak się okazuje.)Na koniec zaniósł Ziemniaka i zgasił mu światło. Zapadła niespodziewana cisza, więc pańcia zebrała się w sobie, popędziła na górę i zasnęła, zanim jeszcze doleciała do poduszki.
O trzeciej w nocy rozgwizdały się upeesy.
I Gabunia i pańcia poderwały się jak rażone gromem. Pańcia zbiegła z latarką na dół i odkryła, że awaria jest tylko u nas. Rozważania, co Ziemniak mógł urwać w tym garażu, brutalnie wyrwany ze snu pańcio uciął w zarodku, twierdząc, że naprawdę nic. Tak czy siak, po rozmaitych próbach włączenia głównego bezpiecznika, pańcio odłączył cały duży pokój i teraz nie mamy tam ani światła, ani oczywiście telewizji.
Ale po co komu telewizja.
Rano pańcia już o siódmej poszła z Ziemniakiem na długi spacer, a na śniadanie dała puszkę należną czarnym sówkom, za co bardzo ciotkę Emilkę przeprasza, ale chwilowo nie ma innych, a Ziemniak twardo odmawia konsumpcji chrupów.
Potem na kolejny spacer, zabierając oczywiście mnie, poszedł z Ziemniakiem pańcio, przy okazji przeprowadzając z sąsiadem wstępne negocjacje. Po południu pańcia znowu poleciała na spacer, tym razem z sąsiadką i jednym z jej pekińczyków i wróciła wstrząśnięta, bowiem Ziemniak całą drogę usiłował zrobić pekińczykowi dzidziusia. Ciekawe, że nie próbuje ani Fistaszowi, ani Gabuni, chyba mimowolnie z obojga wychodzi charakter.
Jeszcze później pańcia zabrała flaszkę swojej nalewki i udała się do sąsiada na negocjacje zasadnicze.
Nie będziemy owijać w bawełnę.
Nie powiodły się.
Być może, pańcia nie przyłożyła się do nich zbyt gorąco. Nie padła na kolana, nie pokazała cycków, w ogóle nic z tych rzeczy. Na dodatek obaj panowie, Fredzio i Ziemniak, pożarli się ze trzy razy, bowiem się okazało, że Fredzio też jest pełnojajeczny.
Tak czy siak, pańcia wróciła do domu, nucąc coś pod nosem i spokojnie rozpoczęła naukę przepychania Ziemniaka przez okienko. Oraz tłumaczenia, że w domu się nie szczy.
Ani na lodówkę, ani na fotele, ani na kanapę, ani na balony z winem, ani na regał z książkami, ani na suszarkę z czystą odzieżą. Ziemniak normalnie pojąć nie może, bo niby dlaczego?

A szczanie to jego ulubiona czynność. Prawa nóżka...

Lewa nóżka...

Na koniec, oczywiście, dobrze jest wierzgnąć parę razy obiema tylnymi nogami, w końcu Fistasz sam może nie dać rady wszystkiego przekopać.

A na koniec można spokojnie asystować pańci podczas zlewania wina.

Co do kotów. Sielawka dała Ziemniakowi po pysku, prewencyjnie, zakładając, że lepiej zapobiegać niż leczyć, a wszyscy panowie są po prostu wstrząśnięci. Generał z godnością się oddalił na koks do sąsiadów, a Mosiek z Protazym nie wierzyli własnym oczom.
Mosiek - Obserwuj go pan! Pacz pan, co będzie robił! Bądźmy czujni!

...