Moderator: Moderatorzy
joshua_ada pisze:Gdyby ktoś miał w kieszeni wolny grosik, albo mógł posłużyć np. bazarkiem, to Pusia potrzebuje teraz wsparcia finansowego.
(w tym badanie krwi, odpchlenie, zaczipowanie, transport. Dokładnie nie pamiętam, muszę zajrzeć na dogo, czy takze nie usg przypadkiem. Dla przejrzystości będzie wątek rozliczeniowy)
Służę numerem konta na PW.
Zaraz wymodzę jakiś bazarek.
Gibutkowa pisze:Zapraszam na bazarek dla Pusi viewtopic.php?f=20&t=118526
bluerat
Temat postu: Re: ŚL: MIZIUTKA nabiera sił - potrzebny DS, fundusze <<
PostWysłany: Śro Paź 13, 2010 22:50
To co wydarzyło się dzisiaj zupełnie mnie zszokowało.
Nie spodziewałam się że Betta która rzekomo chce pomagać kotom, będzie sabotowała nasze działania :
2 tygodnie temu zaproponowałam w tym wątku (i nie tylko) sterylizację tej kotki w lecznicy gdzie pracuję. W domyśle oczywiście z pokryciem kosztów zabiegu (współpraca z Fundacją PJD). Jedna z forumowiczek zapewniła odbiór i transport kotki od p.Langer do mnie. P.Langer która jest opiekunką i właścicielką kotki wyraziła zgodę na zabieg.
Kotka miała zostać przywieziona w tym tygodniu do lecznicy, zostać na obserwacji kilka dni czy nadaje się do zabiegu, potem miała być wysterylizowana a po zdjęciu szwów odwieziona do p.Langer.
Kotka przyjechała do mnie dzisiaj ok 8:30.
Już rano dostałam smsa od Betty
Cytuj:
" Ewa..jeśli ta kotka jedzie do ciebie na zabieg to informuję że jest bardzo osłabiona..teraz ma kaszel a dopiero co wyleczona była z ropnia. Mam jej książeczkę i świadków..ta kotka jest na mnie zapisana, ja prowadzę jej leczenie i naprawdę nie radzę wykonywać zabiegu bez mojej zgody. Gdzie ona teraz jest?"
Potem Betta przyjechała do mnie do pracy żądając wydania kotki.
Na moje słowa że kotka jest od p.Langer, stwierdziła że kotka należy do niej=Betty bo ona założyła jej książeczkę zdrowia na swoje nazwisko, kot ma kartę w komputerze w lecznicy na jej nazwisko, a poza tym już dużo zainwestowała w leczenie tego kota i przez to jest jego właścicielem.
Po raz kolejny zabroniła mi sterylizacji tej kotki.
Odmówiłam wydania jej kota, mówiąc, że wydam go właścicielce od której został zabrany rano czyli p.Langer.
Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie p.Langer prawie płacząc - Betta zaszantażowała ją że jeżeli ja dzisiaj nie oddam kota, to ona zerwie całą współpracę/pomoc dla p.Langer.
Wmówiła p.Langer że jeżeli kot ma książeczkę wystawioną na jej=Betty nazwisko to automatycznie jest jej własnością.
Dodatkowo nastraszyła p.Langer że kotka w lecznicy na pewno zarazi się katarem kocim.
Ciekawe też, że nagle dzisiaj znalazł się dom krewnych Betty chętny rzekomo na tego kota.
Powiedziała p.Langer że ona=Betta dokończy leczenie kota i go wysterylizuje.
Ciekawa jestem za co, skoro ciągle jęczy na forum że nie ma środków. Vide cytaty poniżej.
Sama sobie zaprzecza; kotka pod koniec sierpnia miała 6 miesięcy wg postów...
Dodatkowo sabotuje organizację dalszej pomocy dla kotów w Radlinie - na zebraniu naszej 5-ki wolontariuszy wmieszanych w sprawę radlińską zobowiązała się do odbierania telefonu pod który mieli dzwonić ewentualni chętni do pomocy z Radlina. Numer ten został rozpowszechniony w internecie oraz pojawił się w artykułach w dwóch lokalnych gazetach.
Co z tego - dzwoniłam kilka razy w różne dni o różnych porach - telefon jest wyłączony!
Pod tekstem cytaty z postów Betty, pogrubiłam co istotniejsze dla mnie fragmenty.
Wyciągnijcie sami wnioski.
Betta - jest mi Cię żal - ale jeszcze bardziej zwierząt które w ten sposób krzywdzisz odmawiając im pomocy z rąk innych niż Twoje.
Próbujesz coś udowodnić sobie albo światu, jaka jesteś wspaniała ratując zwierzęta... stukaniem po klawiaturze . Czemu obiecujesz ludziom pomoc z której potem nie chcesz/nie możesz się wywiązać (bo praca, bo brak auta, brak czasu, rodzice nie pozwalają, nie ma pieniędzy itp, itd).
Co do kotki - ma ok 8-12 miesięcy, brak wypływów z nosa, z oczu. Od 8:30 do 18:00 nie zakaszlała ani razu. Zrobiła 3x siku, zjadła 1,5 saszetki Whiskasa i trochę suchej karmy Arion.
Odwiozłam ją wieczorem do p.Langer, nietkniętą.
Powiem Wam że po tej historii odechciewa się wszystkiego.
Gibutkowa pisze:Nie znam tej sprawy, nie widziałam kota i nie mogę ocenić jej stanu sama ale... pomimo ogromnego szacunku jakim darzę dobrych wetów na "dzień dobry" im nie ufam - niestety ze względu na doświadczenia - i gdybym miała cień, najmniejszy cień wątpliwości czy kotka moja jest na pewno w dobrym stanie na sterylkę to bym jej zaniechała (szczególnie jeśli była leczona). Jeśli ktoś leczy lub w większym stopniu partycypuje w kosztach leczenia kota to uważam że powinien mieć głos w tej sprawie.
Zofia&Sasza pisze:Gibutkowa pisze:Nie znam tej sprawy, nie widziałam kota i nie mogę ocenić jej stanu sama ale... pomimo ogromnego szacunku jakim darzę dobrych wetów na "dzień dobry" im nie ufam - niestety ze względu na doświadczenia - i gdybym miała cień, najmniejszy cień wątpliwości czy kotka moja jest na pewno w dobrym stanie na sterylkę to bym jej zaniechała (szczególnie jeśli była leczona). Jeśli ktoś leczy lub w większym stopniu partycypuje w kosztach leczenia kota to uważam że powinien mieć głos w tej sprawie.
Ale resztę cytatu też przeczytałaś? Przecież bluerat sama jest wetem i kicię widziała.
Gibutkowa pisze:Zofia&Sasza pisze:Gibutkowa pisze:Nie znam tej sprawy, nie widziałam kota i nie mogę ocenić jej stanu sama ale... pomimo ogromnego szacunku jakim darzę dobrych wetów na "dzień dobry" im nie ufam - niestety ze względu na doświadczenia - i gdybym miała cień, najmniejszy cień wątpliwości czy kotka moja jest na pewno w dobrym stanie na sterylkę to bym jej zaniechała (szczególnie jeśli była leczona). Jeśli ktoś leczy lub w większym stopniu partycypuje w kosztach leczenia kota to uważam że powinien mieć głos w tej sprawie.
Ale resztę cytatu też przeczytałaś? Przecież bluerat sama jest wetem i kicię widziała.
Właśnie dlatego to napisałam. Na dogo nawet podała imię i nazwisko.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 16 gości