Cytuję artykuł z dzisiejszego "Dziennika Polskiego". Nie wiem, czy są tam koty....
Dramat zwierząt w dzikim schronisku pod NiepołomicamiINTERWENCJA. Smród i wycie psów. To najbardziej przeszkadza sąsiadom, którzy martwią się przede wszystkim tym, co naprawdę dzieje się z mieszkającymi tam czworonogami.
Ten fetor i psi lament nie bierze się przecież z niczego. A jeszcze nikomu nieproszonemu nie udało się tam wejść. Miejscowe władze chcą przeprowadzić tam wizję lokalną.
Wysokie ogrodzenie w części murowane, w części zbite z wysokich, szczelnie przylegających desek ogradza dom i działkę w centrum Podłęża w gminie Niepołomice. Sąsiedzi mówią, że latem zeszłego roku kobieta, mieszkanka Krakowa, która zamieszkała w domu z rodzicami, zaczęła na posesję przywozić psy.
Szybko okazało się, że miejsce zaczyna spełniać rolę schroniska czy hotelu dla zwierząt. Nieformalnie, bo w gminie nic o istnieniu takiej placówki nie wiedzą. - Przecież inaczej nie mielibyśmy umowy podpisanej ze schroniskiem w Nowym Targu, tylko z miejscowym - komentuje burmistrz Niepołomic Stanisław Kracik.
Cała posesja wygląda jak twierdza. Na wołanie odpowiada tylko szczekanie psów. Przy dwu furtkach na posesję nie ma dzwonków. - Sam jestem miłośnikiem zwierząt. I zwolennikiem absolutnej świętości własności prywatnej. To jednak, co dzieje się za tym ogrodzeniem, musi niepokoić. Smród jest nieraz nie do wytrzymania. I wycie psów - mówi młody mężczyzna.
- Psy tu ciągle przywożą samochodami, najczęściej wieczorami. Ta pani nikogo tam nie wpuszcza. Wychodzi rano, wraca wieczorami, najczęściej taksówkami. Nie chce żadnej pomocy, choć proponowaliśmy, bo ma przecież pod opieką dwoje starszych i chorych rodziców - opowiadają inni sąsiedzi.
Na teren posesji nie udało się wejść także funkcjonariuszom Straży Miejskiej z Niepołomic i dzielnicowemu z tamtejszego komisariatu. - Pisałam w tej sprawie do krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, prosząc o skontrolowanie warunków, w jakich żyją tam zwierzęta i likwidację tego ośrodka. Pod listem podpisało się dziewięcioro sąsiadów. Jeszcze nie mamy odpowiedzi - mówi jednak z sąsiadek.
Strażnikom miejskim z Niepołomic udało się zrobić z zewnątrz zdjęcia boksów i bud, w których przebywają zwierzęta. Przy jednej widać psa na bardzo krótkim łańcuchu. W boksach zwierzaki stojące w swoich odchodach i strzępach legowisk. Na jednym duży pies wyglądający na martwego.
- Nie możemy tam wejść bez zgody właścicielki. Na wezwanie o złożenie wyjaśnień w tej sprawie, wysłane na stały adres jej zamieszkania w Krakowie, przyszła zwrotka, że listu nie odebrała - opowiada komendant Straży Miejskiej w Niepołomicach Janusz Kaczmarczyk. Mówi też, że na umówioną w połowie stycznia wizję lokalną z udziałem pracowników Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami też nikt nie dojechał.
Komendant usłyszał, że działacze KTOnZ mieli w tym czasie inne, pilniejsze sprawy. O tym, że w tej sprawie towarzystwo wykazuje jakiś dziwny opór, mówi nie tylko on.
- Pojawiły się pogłoski, że ta pani jest wolontariuszką, miłośniczką zwierząt, a do Podłęża trafiły także psy ze schroniska w Olkuszu - komentują podłężanie.
Anna Wojas, kierowniczka referatu środowiska i rolnictwa w niepołomickim magistracie, rozsyła zawiadomienia o kontroli podłęskiej posesji z udziałem lekarza weterynarii, sanepidu, Urzędu Gminy i Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt burmistrz ma prawo czasowo odebrać zwierzęta właścicielowi lub opiekunowi po stwierdzeniu, że przebywają one w złych warunkach - wyjaśnia Anna Wojas.
Jeśli tak by się stało w tym przypadku, psy trafiłyby do schroniska dla zwierząt w Nowym Targu, z którym gmina ma podpisaną umowę.
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami niechętnie zabiera głos w tej sprawie.
- Nie wiem, jakie warunki panują w tym przytulisku dla zwierząt, bo jeszcze tam nie byłem. Dlaczego nie stawiliśmy się na wizji lokalnej? Widocznie nasza obecność nie była konieczna - mówi inspektor KTOnZ, który nie chciał podać swojego nazwiska.
Z rozmowy wynikało jednak, że bez problemu kojarzy prowadzącą schronisko Annę K., bo jak przyznał, kobieta była kiedyś wolontariuszką. Nie wiadomo jednak, czy działała wtedy z ramienia KTOnZ.
Właścicielki nielegalnego schroniska nie można spotkać pod adresem zameldowania w Krakowie. Mieszkanie zajmuje kobieta, która około pięciu lat temu, pod wpływem uroku i "dobrego serca" miłośniczki zwierząt zgodziła się zameldować Annę K. w swoim mieszkaniu na pobyt stały. Od dwóch lat walczy teraz o wymeldowanie lokatorki.
- Nie widziałam pani Anny dwa lata. W tym czasie odwiedził nas już komornik, pracownicy banku, policja i opieka nad zwierzętami. Wysyłałam jej listy na adres w Podłężu, wszystkie do mnie wróciły z powrotem. Nie wiem co się stało z tą kobietą, zapamiętałam ją jako ciepłą, wrażliwą i solidną osobę - mówi Elżbieta Dzierża.
Ostatni trop związany z Anną K. prowadzi do jednego z krakowskich muzeów, w którym zajmuje wysokie stanowisko administracyjne. Jednak także tutaj była wczoraj nieuchwytna - przebywa na urlopie.
Wanda Ryszkiewicz
Paulina Polak