dzisiaj w ogrodzie mój TŻ znalazł małego wrobelka. Zapakowałam dzieciaka do koszyczka, pod lampę-kwokę, koszyczek zakryłam ściereczką...a tu pisk! wrzask! mama, jeść !
Kroimy wołowe serducho na drobne, drobne wióreczki, żółty dzióbek sie otwiera - tu, tu wrzucać - i pakujemy...ile taki maluch może zjeść ?
I tak co dwie godziny.
Poje, poje, oczka się zamykają, poćwierkuje sennie...główka opada...spi. A za chwilę...jeść! jeść!
Więc koszyczek stoi koło komputera i poćwierkuje, drzwi przed kotami zamknięte - footrzaki nieszczęśliwe, jakże to, już nie mozna poleżeć na monitorze co to za porządki ! Skandal !
Wytłumacz coś kotu....