Na moim osiedlu wisi ogłoszenie "Sprzedam szczeniaczki rasy labrador (bez rodowodu)"
Tel. 666 092 531
Nie wiem, czy to regularna pseudohodowla, czy ktoś się raz w "hodowcę" zabawił, bo "suczka raz w życiu musi mieć młode".
Telefonu stacjonarnego nie zapamiętałam (i tak doniesienie w głowie do domu jednego numeru kosztowało mnie sporo wysiłku!), ale razem z lokalizacją ogłoszenia (kiosk na osiedlu) wskazywał na to, że to ktoś z mojej najbliższej okolicy (więc raczej bloki). Więc może ktoś po prostu jest nieuświadomiony.
Ja się akurat do tego typu działań nie nadaję. Pisać w internecie - proszę bardzo, walczę na różnych forach. Ale do walki "wręcz" się nie nadaję.
Ostatnio zaczepił mnie jakiś pan (wyglądał na nadużywającego alkohol):
- Nie kupi pani szczeniaczków wilczura
- Nie kupię
- Oj, pani, to ja bym za darmo oddał
Niewzruszona tym wyróżnieniem odparłam:
- Lepiej pan suczkę wysterylizuje
- Sama siebie wysterylizuj, ty... (dalej nie usłyszałam, bo się spieszyłam i cały dialog odbywał się w biegu)
Tak więc - nie wychodzi mi. Zawsze się zdenerwuję i awantura gotowa.
Dodając do tego fakt, że przez telefon mam niestety głos małego dziecka i mało kto traktuje mnie poważnie: po prostu nie czuję się na siłach.
Podejrzewam, że w tej sprawie trzeba łagodnie i z wyczuciem - bo myślę, że to jednak efekt nieuświadomienia i beztroski niż wyrachowanej chęci zysku.
Ktoś chce pouświadamiać?