Zaczynają powolutku przypominać mi się dobre chwile. Tzn na razie tylko jedna. Mgliście przebija się przez opary śmierci i obrazy cierpienia. Od 3 dni śpię w salonie, bo prałam pokrowiec materaca i robiłam generalne porządki w sypialni. Przypomniało mi się, jak całkiem niedawno temu, też spędziłam jedną noc na kanapie. Kaj miał swoje legowisko w salonie, w którym spał całą noc, a nad ranem (ok 4:00-6:00) przychodził do sypialni pod łóżko, gdzie ma postawioną polówkę, na której przesypia do przyzwoitej godziny, a potem wciągałam Go do łóżka. Biedne
głupiątko, obudziło się tamtego dnia, wylazło z koszyka i zaspane, szurając łapkami, poczłapało do drugiego pokoju, zapominając, że przecież ja śpię obok.
Coś mi się śni w nocy. Wydaje mi się, że Kaj. Ale zupełnie nie pamiętam snów
Za to dwa razy śnił mi się pod inną postacią, takie miałam wrażenie. Raz rudego kota, a przedwczoraj rudej suni bez ogonka, którą widziałam na stronie przytuliska.
Nie lubię rudej sierści...
Czasem chciałabym zwariować kompletnie, by móc choć przez ułamki sekund zobaczyć to siwe pyszczydło..