» Czw mar 17, 2011 13:53
Re: Zasłoń okna, otwórz serce, daj kasiorkę.... nowa dostawa!!!!
A na razie na rozgrzewkę:
Historia Kota Helmuta
Było to roku pańskiego, mniejsza z tym, dosyć dawno. Wysłano mnie na kilka dni służbowo do Berlina. Pewnego dnia po pracy, w tzw. międzyczasie, poszłam na Kurfürstendamm, pogapić się na wystawy i elegancki świat, na zakupy nie pozwalała szczupłość kasy.
Była zima, dosyć duży mróz i przez cały czas sypał śnieg, tak że nawet Niemcy nie nadążali z odśnieżaniem. Gapiłam się na jakąś kieckę, kiedy poczułam, że coś ociera mi się o nogi. Nie musiałam patrzeć w dół, żeby wiedzieć, co to było. Oczywiście kot, czarny, pięknie kontrastujący ze śniegiem. Ale tu, u Niemców, kot wałęsający się samopas? Zrezygnowawszy z żalem z dalszego gapienia się, postanowiłam zrobić wywiad. Od ciecia (pardon) portiera z hotelu dowiedziałam się, że kocisko błąka się od kilku dni, prawdopodobnie wyrzucony. Decyzja mogła być tylko jedna: zabieram kota do hotelu. Przeliczywszy szybko stan kasy, dostępne środki dewizowe przeznaczyłam na:
a) przekupienie portiera i pokojówki w moim hotelu, żeby pozwolili na zameldowanie nadprogramowego gościa
b) zakup niezbędnych utensyliów, jako to: żarełka, czegoś na kształt kuwety itp.
Niestety czas powrotu zbliżał się szybkimi krokami. Co zrobić z kotem? Zostawić? Nie ma mowy! Po krótkiej burzy mózgów podjęta została jednomyślna decyzja: przemycamy kota do Polski. Przemycamy, bo ani czasu ani funduszy na szczepienia, paszporty, chipy itd.
Wszystko szło jak należy do granicy. Kot przez całą drogę spał, mruczał, pożywiał się. Już na granicy, jakieś 5 - 6 samochodów przed nami, kot zaczął się niestety ożywiać. Apogeum ożywienia to nieludzki wrzask. No to koniec myślę sobie, przemyt zabiorą, karę wlepią, wrona do paszportu. Ale potrzeba matką wynalazków. Puść głośno jakąś stację - poprosiłam kolegę. Facet z szybkim refleksem zaraz coś znalazł. Gdy przyszła nasza kolej, panowie celnicy trochę dziwnie na mnie patrzyli. Przemknęło mi przez myśl, że to pewnie z powodu mojej urody, a co tam, każdemu wolno podziwiać, niech tylko puszczą nie grzebiąc za bardzo. Puścili, puścili też polscy pogranicznicy.
Kilka kilometrów, już po polskiej stronie, zrozumiałam dziwne spojrzenie celników: niestety to nie moja uroda ani czar osobisty ich powaliły... No bo wyobraźcie sobie: kobieta w leciech a hip-hopa słucha.
Ale nic to, grunt, że przemyt się udał.
Od tego czasu Święty Helmut jest patronem kocich przemytników. Skuteczność pokazał przy przemycaniu kociego dwupaku, tym razem z Czech, ale to już inna bajka.
P.S. Uprzedzając pytania i odpierając ewentualne zarzuty informuję, że nie zajmuję się zawodowym przemytem kotów. Na stado, liczące 16 sztuk, tylko 3 to przemyt.
