Wczorajsze przychody zaktualizowane. To teraz będzie tak pokrótce o kociakach, zgaga pewnie kiedyś wklei zdjęcia

. Więc: jak już wiecie, małych było 5. Niestety, pierwszy weterynarz, do którego trafiły, pokpił sprawę i potraktował rzecz całą skrajnie rutynowo. A stan kociąt pogarszał się z godziny na godzinę. Więc zaproponowałam koleżance natychmiastową zmianę lecznicy i tak towarzystwo trafiło do gabinetu na Jaracza. Bardzo fajne babki tu pracują (nie jednego kota mi wyciągnęły ze stanu agonalnego; nie leczą też na siłę - jak czegoś nie wiedzą, odsyłają do konkretnego specjalisty, nie kombinują na siłę). Tu szybkie akcje kroplówkowe i wspomagające, ale małego Franka nie dało się już uratować. Kruszyna już była bardzo kiepska, więc kiedy zabrałam Franka do uśpienia, wzięłam też małą. Żeby zobaczył ją jeszcze ktoś, bo na uśpienie zawsze jest czas. Rudy maluch odszedł, burej daliśmy jeszcze szansę. Na drugi dzień Kruszyna była w dokładnie takim samym stanie jak Franek przed uśpieniem. Dodatkowo jeszcze następny kociak zaczął się sypać w zastraszającym tempie. Więc wzięłam dwa do przeglądu. Hałas dostał kroplówki i 24 h na zebranie się jako tako do kupy. Kruszyna miała pójść za Frankiem, ale w ostatecznym momencie tak się zaczęła drzeć ( a wcześniej leżała jak szmatka, albo już jej głowa leciała jak Frankowi). Druga szansa i przykaz "zbieraj się, kocie, bo trzeci raz nie będę jechać cię usypiać, bo zwariuję". I się zbiera. Jest najmniejsza.
Wczoraj towarzystwo zostało zważone: chłopaki, czyli Hałas, Bąbel i Ciekawek ważą odpowiednio 40, 45 i 40 dkg. Kruszynie przybyło 5 dkg i osiągnęła zawrotną wagę 25 dkg. Smarka, kicha, oczy wciąż w glutach, ale je i jest coraz bardziej żywiołowa. Tylko nie rośnie. Póki co jest mikro kotem.
Mimo zaklejenia jej oczy są też w najlepszym stanie: nie ma tam jakiś strasznych zmian ( póki co) i kicia widzi. Ciekawek ( jasny rudy) ma oczy idealne, ale za to w pakiecie miał ciężkie zapalenie oskrzeli. Na szczęście już mu nic nie rzęzi. W tej chwili z tym kociakiem mamy nieco inny problem - z niewiadomego powodu zaczęło się wypadanie odbytu. Nie jest to jakiś straszny stan, ale wymagał już interwencji lekarskiej i kolejnych leków. Bąbel ( rudy pomarańczowy) jeszcze trochę smarcze, ale jedn oko ma już piękne. Drugie najprawdopodobniej nie będzie już całkiem sprawne - rogówka w tej chwili jest zmętniała, jeszcze się sączy z tego jakaś ropa. Zobaczymy. Jakby jednak nie było, małęgo wciąż trzeba leczyć. W najgorszym stanie są oczy Hałasa, czyli srebrzysto-burego chłopaka. Wciąż się zaklejają, co gorsza - jedno z nich zaczęło zarastać. Małemu zrastają się powieki. Męczy się z tym chłopak, bo próbuje to oko otworzyć, ale nie idzie. My też nie za bardzo jesteśmy w stanie coś z tym zrobić, bo żadna z nas na żywca kotu 1 i 2 powieki nie rozerwie. Więc czeka nas wizyta u dr Sieczki w trybie pilnym.
Poza tym kotka przyniosła w prezencie swoim dzieciom świeżba. Stąd maść (oridermyl) do uszu dla wszystkich. Jak maluchy będą w lepszym stanie, całe towarzystwo ( kociaki+matka+ ojciec, który przychodzi do kociąt - wielki, pomarańczowy rozpłodnik, do kastracji oczywiście) zostanie potraktowane środkiem na pasożyty wszelkie. Bo nawet jeśli odświeżbimy maluchy, to one zaraz coś załapią od starych. Więc tu trzeba kompleksowo.
Chyba tyle z relacji weterynaryjnych pozarozliczeniowych. O tym, jak małe rosną i jak się zachowują, pewnie napisze Franie, bo to ona się nimi zajmuje.
A ja idę się pakować
