
Tak tak, każdy grosik jest tu na wagę życia. Komu puszeczkę jeszcze?
Moderator: Moderatorzy
Wróciłam od Tosi, Dużej i Pani Ani. Ledwo to zadźwigałam.
Worek rozpruty przez Sylwka pękł "na szwie" i karmę przesypałam do wiaderka. Zapewniam,że to właściwa karma.
mimo,że to karma dla Tosi ten jeden raz do zdjęcia Duża się poczęstowała
Dary za wpłaty od Was wszystkich, jeszcze raz dziękuję. Pani Ania do końca nie mogła uwierzyć,że to będzie ich własny transporter, a nie pożyczony. Musiałam trzy razy powtórzyć![]()
Tosia jest największym miziakiem świata, jakiego znam, można wpaść i nacieszyć się kotem do woli.
Wywala brzucho, głowę, co tam się da.![]()
Tosia jeszcze baaardzo chudy kot, ale ja już widzę poprawę, brzucho normalnie wygląda, rodzina mówi,że gania za muchami, psychicznie doszła do siebie całkowicie.
Ciągle jeszcze będę powtarzać do znudzenia to nadal chory kot, wymagający leczenia, na specjalistycznej karmie, który się ledwo wywinął spod kosy.
Jest tak kochana,że ciężko się wychodzi ... Mam jeszcze puszeczki, które muszę zanieść na drugi raz, bo nie dałam rady, a do puszek Sylwek już raczej się nie dobierze.
No i Tosię czekają jeszcze poza leczeniem szczepienia, na które ta rodzina nie ma pieniędzy i sterylizacja. Tak więc dalej mozolnie zbieramy grosz do grosza. Wdzięczność tego kota nie ma granic. Szkoda tylko,że nie każdy darczyńca może poznać ją na żywo
Witam Wszystkich bardzo cieplutko-))
I od razu równie cieplutko DZIĘKUJĘ!!!!! Dziękuję za wsparcie, za jedzonko, za transporter, za środki dla Tosi. Dzięki Edzi to jest ŻYWY kot!! Tak w skrócie: kiedy Tosia zaczęła zwracać, przestała jeść, chwyciłam kota i pobiegłam do najbliższego weterynarza. Tam diagnoza: coś w jelitach, kroplówki, czekamy. Z każdym dniem coraz gorzej, kroplówki 2 razy dziennie, siedzenie z Tosieńką, ona "uciekała" w oczach, weterynarz nie dawał szans. Wygolone 4 chude łapki sprawiały dodatkowo okropne wrażenie. Ale jak można się poddać bez walki?! Wtedy napisałam do Kociego Życia, Pani Edyta zareagowała NATYCHMIAST. Już następnego dnia rano byłyśmy u weterynarza (przed otwarciem, wybrałam się z moimi przedszkolakami, jeden gaduła, drugi biegacz, ale trawnika przed weterynarzem nie udało im się roznieść...)), a resztę już znacie. Dla mnie ta "reszta" to też powrót wiary w ludzi. Dzięki takim jak Wy! Może to banał, ale kiedy człowiek co i rusz wpada do głębokiej rwącej rzeki, czasem dobrze jest móc zobaczyć, że na brzegu ktoś stoi i może uratować. No banał, ale dzięki takim banałom się żyje.
Tosia wraca szybko do normy. Jest jeszcze bardziej tulasta niż była. Może to kocia wdzięczność? Ale też wiem, że jednak to ciągle chory kotek. Jeszcze chudziutka, ale rana się goi, nawet polowała skokami na muchę, a to oznacza powrót Tośki do życia. A jak po ściągnięciu szwów na drugi dzień ściągnęłam jej narzędzie tortur (czyli kołnierz) - o Bogowie, 3 godziny intensywnego wylizywania futerka praktycznie bez przerwy!! W piątek wieczorem Edzia wpadła z nową dostawą, opowiadała, jak jej Sylwetser dobiera się do wiaderka. Tosia też chciała być sprytna, hehe, ale jeszcze sił jej brak. Duża dostojnie i dosyć ostentacyjnie czekała, bo od wysilania i otwierania są inni. Że niby taka leniwa, a właściwie przechodziła przypadkiem i może ewentualnie łaskawie zjeść. Teraz razem z Dużą leżą sobie przytulone na krześle i nic je nie rusza.
Jeszcze raz dziękuję za WSZYSTKO WSZYSTKIM !!
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 28 gości