Witam.
Od maja 2005 zaglądam na to forum i teraz chciałabym się także wypowiedzieć  na jego łamach.
W dniu 21 lutego br. Przekazałam v-ce Prezesowi d/s Hodowlanych będące jeszcze u mnie do wypisania rodowody i dyplomy. Decyzję podjęłam natychmiast po tym, kiedy poprosił o to w imieniu Biura w Poznaniu, gdyż kolidowało to z pracą Biura.  Wiedziałam, że w związku z
budową nowej organizacji naturalną koleją rzeczy będą zmiany. Ale czy trzeba było rujnować
to, co dobrze funkcjonowało od lat?  Nowy program rodowodowy – zgoda. Życie idzie naprzód
i wprowadza zmiany. Żadnym logicznym argumentem nie było wyjaśnienie, że program został napisany w Poznaniu i dlatego tam powinny być pisane dokumenty.  
Wiem natomiast, że osobą rzeczywiście wykonującą moją dotychczasową pracę jest aktualna Prezes d/s Hodowlanych   FPL, która zgodnie ze Statutem FPL paragraf  21 pkt.5 nie ma prawa 
do odpłatnego wykonywania żadnych prac na rzecz FPL. Nie może i nie powinna sama wystawiać dokumentów, sama siebie sprawdzać i sama je podpisywać.  Zapewne władze FPL są także tego świadome. Jeśli to akceptują......... Rachunek za wykonanie pracy oczywiście nie będzie na jej nazwisko, ale czy to jest zgodne z prawem, skoro wiadomo jak wygląda stan faktyczny. Poza tym jak się ma do tego etyka lub też zwykła ludzka uczciwość i przyzwoitość? Dodatkowo sama zapewniała mnie osobiście, że nie chce i nie będzie mieć z tym nic do czynienia, bo nie ma
zamiaru pisać rodowodów, choć są szykowane zmiany. Jak mam to rozumieć?  Przy tej ilości dokumentów, jaka spłynęła do mnie do załatwienia po wyjaśnieniu sytuacji i rejestracji FPL, nie jest fizyczną możliwością, aby jedna osoba, która nie pisała tego do tej pory była w stanie szybko nadrobić zaległości i pisać na bieżąco. Nie sztuką jest bowiem wystawienie dokumentów w ciągu kilku dni od ich wpłynięcia, jeżeli nie ma zaległości. Ja zawsze wystawiałam dokumenty niemal "od ręki" lub w przeciągu tygodnia – co byłoby do sprawdzenia w odpowiednich księgach ZG, jeżeli jeszcze kiedykolwiek ktokolwiek  mógłby je zobaczyć. Jeżeli były opóźnienia, to nie wynikające z faktu, że ja się w terminie z mojej pracy nie wywiązałam. I o tym "starzy" hodowcy dobrze wiedzą. Wykonywałam pracę od czasu, gdy SHKRP zaczęło wydawać rodowody w roku 1984.  Pisałam początkowo na mechanicznej maszynie do pisania, potem na elektrycznej. Miałam z tym dużo pracy, gdyż należało pisać rodowody osobno od początku dla każdego kota. Do tego jeszcze dochodziła konieczność składania napisanych rodowodów i wklejania do okładek. Od roku 1995 zostało wprowadzone komputerowe wypisywanie rodowodów. Natomiast dyplomy wystawiałam na mechanicznej maszynie do końca 2004 r.  I jeszcze jedna sprawa:  lubiłam moją  pracę, którą początkowo traktowałam jako hobby, dodatek do pracy zawodowej. Niestety przez ostatnie lata było to niewielkie, ale jedyne dostępne dla mnie ze względu na sytuację rodzinną, 
moje źródło dochodu, którego właśnie zostałam pozbawiona.  
Przez te wszystkie lata nie miałam ani dnia urlopu, pisałam bez przerwy: także w niedziele 
i  święta jeśli była taka konieczność, bo "ludzie czekają".  Nie mogę zaprzeczyć, że zdarzały się błędy, bo są nieuniknione. Czy to z winy wystawiającego czy hodowcy. Powstawały z różnych powodów,  ale zawsze można było ustalić "winowajcę".  Jako osoba pisząca bezwrokowo oraz znająca wystarczająco języki, mogłam się terminowo wywiązać z pracy. Nikomu nie odmówiłam informacji na temat losu jego dokumentów, jeśli o takie informacje poprosił. Panie z sekretariatu Zarządu Głównego miały także wszystkie dane kiedy jaki dokument przyszedł lub został wysłany. Nic nie zostało przeoczone lub zagubione. Po powstaniu FPL powstał wielki bałagan, bo niestety nie został jasno ustalony obieg dokumentów, choćby tymczasowo. Pokrzywdzeni zostali z tego powodu wszyscy oczekujący na swoje dokumenty. Nie dość, że wielu osobom dokumenty zaginęły w majowej zawierusze, to jeszcze powstały bałagan ich dodatkowo pognębił.  
Zobaczyłam, że Biuro w Poznaniu podało na stronie jakie dokumenty są przygotowane lub
czekają w kolejce. Gdybym ja chciała coś takiego opublikować, to trzeba by było długo szukać, bo 
w ciągu ostatnich 4 miesięcy wystawiłam ponad 1600 rodowodów i dyplomów, a 305 kotom nadałam nowe numery FPL, co także wiązało się z ponownym ich wprowadzeniem do bazy.
Proszę ocenić ilość włożonej w to pracy i  czasu. Musiałam przy tym zmagać się z niesprawną drukarką i szybko zużywającym się tonerem, wielokrotnym odtwarzaniem zaginionych dokumentów. Wina nie leżała po mojej stronie tylko po stronie organizacyjnej. Na to ja, jako
osoba nie sprawująca żadnej funkcji, nie miałam wpływu.
 
W przeszłości dwa razy odbierano mi pisanie rodowodów, jednak szybko do mnie wracały. 
Kiedy pracowałam zawodowo takie decyzje nie były dla mnie dotkliwe jak obecna decyzja władz FPL. No cóż, w końcu to nie jest praca do wykonywania dożywotnio. Jednak martwi mnie to, że "ryba psuje się od głowy".  W związku z tym konsekwencje mogą być nieciekawe dla FPL. 
Jestem daleka od pouczania i krytykowania  kogokolwiek.  Jest mi tylko przykro i smutno, że nowa 
organizacja tak zaczyna. 
Korzystając z tej okazji, ponieważ zawsze byłam osobą "w tle", chciałam przypomnieć, że 
zostałam członkiem SHKRP na pierwszym zebraniu  w 1983 roku. W krótkim czasie  jako 
pierwsza osoba z Polski w imieniu Stowarzyszenia podczas pobytu w Brukseli nawiązałam
osobisty kontakt z ówczesną Sekretarz Generalną FIEe – p.Claudine Rossi-Dasset, która nie ukrywała swojego podziwu, że "za żelazną kurtyną" są miłośnicy kotów, którzy utworzyli w tak trudnych czasach swój związek. Ten fakt oraz sympatia dla ruchu "Solidarność" spowodował, że p.Rossi poprosiła o pilne przygotowanie Statutu, aby przedstawić sprawę na najbliższym GA. Pamiętam, w jakim stresie robiłam tłumaczenie i znalazłam "okazję", aby nasz Statut bezpiecznie dotarł na czas.  Dzięki tym wszystkim szczęśliwym okolicznościom zostaliśmy w trybie ekspresowym, bez żadnego okresu oczekiwania, przyjęci do FIFe.  Nie spotkało się to z akceptacją i zadowoleniem niektórych członków FIFe, ale korzystna dla nas decyzja zapadła. Na początku  prowadziłam sekretariat  oraz jako jedyna osoba znająca obce języki zajmowałam się obsługą sędziów z Zachodu, dopóki Stowarzyszenie nie dochowało się członków mogących porozumiewać się w językach innych niż rosyjski,  co przyjęłam z ulgą, gdyż obsługę sędziów w okresie wystawy
przypłacałam zawsze kilkudniowym zanikiem głosu, co było dużym utrudnieniem w pracy zawodowej.  
Po co  to napisałam?   Bo to historia, dla  niektórych prehistoria. Przynajmniej zostanie po mnie     jakiś ślad, dopóki wpis nie zostanie usunięty z forum.
Władzom FPL życzę dobrej współpracy w zgranym i zgodnym zespole dla dobra hodowców polskich i odbudowania pozytywnego wizerunku na forum międzynarodowym. Hodowcom i właścicielom kotów pozostaje mi tylko życzyć sukcesów hodowlanych i wystawowych, albowiem obecnie swoje dokumenty hodowlane będą otrzymywali już w trybie niemal od ręki i bez żadnych błędów. 
Pozdrawiam - Ela
			
		
  