OloK. pisze:danunka pisze:agal pisze: i dobrego imienia hodowców.
A.
no właśnie , może nie na temat Regulaminu ,ale co mam poradzić dziewczynie ,która kupiła z legalnie zarejestrowanej hodowli w FPL kota NFO
i tu zacytuję :
"
miał 6 miesięcy jak go kupiła (teraz ma 7 mies). znalazła ogłoszenie na jakiejś ....... stronie z ogłoszeniami. hodowla ........ a imię kota z rodowodu ...... umowy kupna- sprzedaży nie chciała spisać, napisała tylko odręczne oświadczenie. książeczkę miała dosłać- powiedziała, że u weterynarza została.
kot był płochliwy, więc koleżanka myślała, że z początku się boi, ale jak po 2 tyg się nie zmieniło- zadzwoniła do hodowczyni. zapytała czy kociak dobrze słyszy, czy na pewno miał badania.
ta jej powiedziała, że miał i nie jest głuchy (choć jej też się wydaje, że chyba jest). wyniku badania nie mogła znaleźc, książeczki nie przysłała.
koleżanka zapłaciła za kota 700 zł. poprosiła tę hodowczynię że może w takim razie sprzeda jej taniej drugiego- zdrowego kociaka. ta jej powiedziała, że u niej zdrowy kociak kosztuje 2000 więc może jej sprzedać drugiego za 1300 "
czy tak postępuje dobry hodowca ?
i jak pomóc dziewczynie , która została moim zdaniem oszukana ???
.
Wniesc powodztwo do sadu - to jest wlasciwa instytucja do rozstrzygniecia sporu pomiedzy sprzedawca a nabywca. Klub moze co najwyzej zastosowac takie kary wobec czlonka jakie sa okreslone w statucie, regulaminie, nie moze ingerowac w umowe pomiedzy hodawca a nabywca kota.
Wiem, że to nie w temacie ale jeśli ktoś to już rozpoczął to chciałąbym wyjaśnić.
Pani A. przyjechała do mnie w 27 września obejrzeć kota i uparła się aby go zabrać. Niestety tu moja wina nie miałam przygotowanej umowy kupna sprzedaży, a właściwie adopcji kota (nie mam obecnie drukarki w domu) . Nieprawdą jest, że nie chciałam podpisać umowy !
Właścicielka otrzymała ode mnie rodowód oraz oświadczenie (własnoręcznie podpisane z datą) , że kot był zaszczepiony i przebadany i że doślę jej książeczkę zdrowia. Niestety książeczkę zostawiłam u weterynarza gdy byłam z kotem jak się rozchorował. Wszystkie moje koty posiadają książeczki zdrowia - gdyż są wystawiane przez weterynarza. ZAWSZE !
Ten jeden raz nie oddałam książeczki wraz z kotem bo kurde jestem tylko człowiekiem i czasami coś gdzieś zostawiam lub gubię
Książeczkę wysłałam listem poleconym priorytetem nie chce mi się wierzyć, że nie dotarła.
Co do głuchoty - poinformowałam właścicielkę w dniu odbioru, że kot ma problemy ze słuchem niestety nie mam tego na piśmie. W korespondencji z Panią A. na początku października (jakiś tydzień po odbiorze go ode mnie) potwierdziłam fakt głuchoty kota i zaproponowałam odebranie go jeśli właścicielka będzie uważać to za wadę. Pani A. stwierdziła, że w żadnym wypadku to żadna wada i ona nadal chce kota. Na tym korespondencja się zakończyła. W momencie urodzenia się następnego miotu w mojej hodowli, Pani A. odezwała się i stwierdziła, że głuchota kota to wada, że to kot chory i ona żąda ode mnie następnego kota w ramach rekompensaty.
Proponowałam kilkakrotnie odebranie kota ale "usłyszałam", że to nie rzecz i dzieci się przyzwyczaiły do kota. Następną moją propozycją było iż sprzedam im następnego kota w cenie normalnej i odejmę od tego to co zapłacili za Anatoliana, lecz i ta propozycja okazała się zła dla Pani A. gdyż zarzucono mi, że cena kota jaką zapłacili ( 600 PLN) to cena adekwatna dla kota "zdrowego" i związku z tym są oszukani.
Niestety nasza "rozmowa" odbywa się tylko za pośrednictwem sms ponieważ Pani A. nie odbiera ode mnie telefonu. Udało mi się rozmawiać z mężem Pani A., który o fakcie że Pani A. żąda następnego kota stwierdził - ale ja nie chcę następnego kota !
Na pierwszej rozmowie z Panią A. uprzedzałam, że kot nie nadaje się do hodowli ani na wystawy i, że jest przeznaczony do kastracji. Mój błąd nie dałam umowy - pierwszy raz !
I na koniec w dniu wczorajszym dostałam następnego sms od Pani A. że w niedziele chce mi przywieźć Anatoliana - gdzie ta miłość dzieci do kota.
Wiem, że popełniłam masę błędów i jest mi bardzo przykro z tego powodu.
Niestety myślę, także że działania Pani A. nie są do końca takie kryształowo czyste.
Lecz ja teraz jestem na pozycji tłumaczącego się i nie mogę przerzucać winy na kogoś innego.