Gazik - wyrzucili go "przy kotach"-nowe fotki

Przy stacji LPG Gaz, gdzie kupuję butle z gazem na ogrzewanie kociarni są koty.
Panowie "gazownicy" zrobili im wypasioną budę ze styropianiu 10cm, z tropikiem. W przedsionku budy stoi bateria misek. Koty są zadbane, zdrowe, Posterylizowałam kocice.
2 miesiace temu przyjechałam po 3 tyg nieobecności po gaz i zobaczyłam skulonego czarno-białego kota tuż przy wejsciu do kanciapy.
Pan "gazownik: poinformował mnie, ze to domowy kot, którego przywiozła samochodem jakas kobieta i wypuściła tutaj z komentarzem, ze " przy kotach to i on sie jakoś uchowa...
Dlaczego , dalibóg, to zrobiła, nie wiadomo...
Niestety, środek zimy się zbliżał, mrozy przyciskały a miejscowe kocury nie wpuszczały nowego do budy. W dzień pracownicy zabierali nowego do kanciapy ale w nocy... spał biedaczek w dole wygrzebanym pod kanciapą w ziemi. A mróz kilka razy wtedy był aż do -15 stopni...
Kocurek okazał się pieszczochem i przylepą.
Biegł do każdego kto go zawołał. Dawał się miziać, brać na ręce...
Z ciężkim sercem postanowiłam poszukac mu domu, zabrałam do kociarni na porządki przedadopcyjne czyli odrobaczanie, szczepienie, kastrację...
Po 3-ch dniach kot rozhartował się... Zapadł na tak silne zapalenie płuc, ze bałam się o jego życie. Dostał trzy serie antybiotyku. Potem z nosa lała sie strumieniami ropa. Karmiłam go strzykawką papkami typu gerberek i convalsecence. Zabrałam do domu i trzymałam w cieple tuż przy kaloryferze...
Po miesiacu zmagań kot wyszedł na prostą. Nos jest czysty, oczka ładne, w płucach cisza.
Gazik rezyduje na pralce. Gada, grucha, pomiaukuje, pcha nos do jedzenia , które sobie szykuję, wystawia brzuchol do miziania.
Ma śmiesznie rozłozone kolorki: na łebku czerń układa się w kształcie takiej opaski jak u tancerek w Jeziorze Łabędzim... Taka nasza swojska, kocia Maja Plisiecka
Może kogoś chwyci za serce ten łaciatek...?

Panowie "gazownicy" zrobili im wypasioną budę ze styropianiu 10cm, z tropikiem. W przedsionku budy stoi bateria misek. Koty są zadbane, zdrowe, Posterylizowałam kocice.
2 miesiace temu przyjechałam po 3 tyg nieobecności po gaz i zobaczyłam skulonego czarno-białego kota tuż przy wejsciu do kanciapy.
Pan "gazownik: poinformował mnie, ze to domowy kot, którego przywiozła samochodem jakas kobieta i wypuściła tutaj z komentarzem, ze " przy kotach to i on sie jakoś uchowa...
Dlaczego , dalibóg, to zrobiła, nie wiadomo...
Niestety, środek zimy się zbliżał, mrozy przyciskały a miejscowe kocury nie wpuszczały nowego do budy. W dzień pracownicy zabierali nowego do kanciapy ale w nocy... spał biedaczek w dole wygrzebanym pod kanciapą w ziemi. A mróz kilka razy wtedy był aż do -15 stopni...
Kocurek okazał się pieszczochem i przylepą.
Biegł do każdego kto go zawołał. Dawał się miziać, brać na ręce...
Z ciężkim sercem postanowiłam poszukac mu domu, zabrałam do kociarni na porządki przedadopcyjne czyli odrobaczanie, szczepienie, kastrację...
Po 3-ch dniach kot rozhartował się... Zapadł na tak silne zapalenie płuc, ze bałam się o jego życie. Dostał trzy serie antybiotyku. Potem z nosa lała sie strumieniami ropa. Karmiłam go strzykawką papkami typu gerberek i convalsecence. Zabrałam do domu i trzymałam w cieple tuż przy kaloryferze...
Po miesiacu zmagań kot wyszedł na prostą. Nos jest czysty, oczka ładne, w płucach cisza.
Gazik rezyduje na pralce. Gada, grucha, pomiaukuje, pcha nos do jedzenia , które sobie szykuję, wystawia brzuchol do miziania.
Ma śmiesznie rozłozone kolorki: na łebku czerń układa się w kształcie takiej opaski jak u tancerek w Jeziorze Łabędzim... Taka nasza swojska, kocia Maja Plisiecka

Może kogoś chwyci za serce ten łaciatek...?




