To i ja dorzucę moją "odlotową" tymczaskę
Musiała Matka Natura coś wypalić, oj musiała... Stworzyć takie cudactwo to nie byle wyzwanie
Szisza to siostra pięknej Liluni, którą pewnie część z Was pamięta- ta brzydsza siostra, dodajmy
Urodą bowiem Szisza nie grzeszy...
Urodziła się wiosną zeszłego (sic
) roku i pierwszym miejscem, jakie miała okazję poznać była kotłownia szpitala psychiatrycznego
Dołujące otoczenie, niestety. Jeszcze trzy tygodnie temu Szisza nie widziała nic prócz rzeczonej kotłowni oraz przyszpitalnego parku. Karmiona odpadkami z kuchni, zmarznięta, zarobaczona i zaświerzbiona trafiła do mnie
I tu zaczęły się schody: nie dość, że o- hmmm -specyficznej urodzie, to i do odważnych nie należała. Schowała się pod łózko i tyle ją widzieliśmy...Na pomoc pospieszyła, jak zwykle niezawodna, annskr
dzięki jej dobrym radom i doświadczeniu Szisza zaczęła przeobrażać się w mruczącego i udeptującego miziaka. Może nie jest jeszcze superkontaktowym kotem, chowa się jeszcze trochę i ucieka pod łóżko przy naszych gwałtowniejszych ruchach i głośniej wypowiadanych słowach, ale postępy widać już gołym okiem. Przywykła już do jedzenia kociej karmy (uwielbia kocie mleczko i preferuje je nad wodę ), nocą śpi w nogach naszego łóżka- od strony TŻa, gdyż on jej nie łapie i nie "duśda "na siłę
Szisza potrzebuje jeszcze trochę czasu, a stanie się w pełni "domowym" kotem.
Kocia załatwia się wyłącznie do kuwety, jest odpchlona, dwukrotnie odrobaczona i odświerzbiona. Ma książeczkę zdrowia, niebawem zostanie zaszczepiona i wysterylizowana.
Poznajcie Sziszę: