Strona 1 z 2

Kociaki z krakowskiego Kazimierza - Myszka wróciła z adopcji

PostNapisane: Śro lip 16, 2008 10:15
przez Rustie
Zamiast wstępu, przeklejam wpisy z wątku adopcyjnego Burej:
elcia.borsuk pisze:Szukam pomocy.Pilnie. Moze byc kontakt z wolontariuszami z Krakow Kazimierz sprawa dotyczy kociakow jeden z zakrwawionym okiem.Miot b. dzikiej kotki ul. Dajeor pomiedzy nr. 10 a 12 w opuszczonej hali kilka malych kociat chyba z katarem ropnym raz lepiej raz gorzej . Zglosilam do TOZu ale mnie olali wiec co ja moge im pomoc poza jedzeniem poznym wieczorem okolica niezbyt przyjazna czy ktos mi pomoze. Jestem totalnym matolem jak chodzi o komputer.

Nordstjerna pisze:Przede wszystkim zależy, jakiej pomocy oczekujesz.
Jeśli jesteś gotowa wziąć sprawę w swoje ręce, pomogę.
Mogę pomóc w złapaniu kotki na sterylkę, zorganizowaniu sterylki i przechowaniu kotki po zabiegu. Jeśli znajdzie się dom tymczasowy dla kociąt - np. jeśli Ty weźmiesz kocięta do wyleczenia, oswojenia i szukania domów, to służę pomocą merytoryczną i mogę pożyczyć Ci klatkę króliczą lub kennelową do przetrzymania kociaków. Możesz też po prostu zabrać je do łazienki i tam leczyć i oswajać - większość forumowiczek tak właśnie robi.

Obawiam się, że na większy zakres pomocy ze strony forumowiczów o tej porze roku nie można liczyć - ci, którzy chcą i mogą wziąć kocięta na tymczas, są zwykle zapchani tymczasowymi kotami po dach, a ci, którzy nie chcą lub naprawdę nie mogą - i tak nie wezmą. O domy tymczasowe jest niezwykle trudno i znalezienie o tej porze roku graniczy z cudem. Te koty tak naprawdę mają tylko Ciebie.

lutra pisze:Jeśli mogę się na coś przydać przy łapaniu, wożeniu, to się piszę.
Czy chodzi o ul. Dajwór?

Tweety pisze:otrzymałam wiadomość ale jedyne co w tym momencie mogę zrobić to jedynie wyleczyć je na koszt fundacji pod warunkiem, że będzie miał kto jeździć z nimi do weta

No i tak się złożyło, że byłam w pobliżu (dla wtajemniczonych – chyba dostanę tą pracę), i spotkałam 8letnią Gabrysię (przyszłość krakowskich karmicielek, zabiła mnie dojrzałością i zdrowym rozsądkiem) i zaprowadziła mnie do pani Eli.
I tak się składa, że moja babcia pamięta, co jest naprawdę ważne w tej robocie, nawet gdy mnie ogarnia poczucie niemocy. A 17 czy 25 kotów – na tym etapie to już żadna różnica ;)
No i 4 kociaki właśnie siedzą w babcinej łazience. Dziś jeszcze ostatni kociak – najsłabszy, do klatki za jedzeniem nie wejdzie, bo chyba już stracił węch. Pani Ela spróbuje z podbierakiem.
I jeszcze mama, i ojciec-gwałciciel i synek z poprzedniego miotu i załatwione ;)

4 kociaczki – krówki i biało-bure, mają na oko 2,5 m-ca. Jeszcze trochę się boją, ale nie przesadnie. Ładnie jedzą. Dwójka ma oczka takie sobie, ale bez tragedii, dwa kociaki wyglądają na okazy zdrowia.

Zdjęcia jutro.

Re: Kociaki z KK z krakowskiego Kazimierza

PostNapisane: Śro lip 16, 2008 10:44
przez JoasiaS
Rustie pisze:I tak się składa, że moja babcia pamięta, co jest naprawdę ważne w tej robocie, nawet gdy mnie ogarnia poczucie niemocy. A 17 czy 25 kotów – na tym etapie to już żadna różnica ;)
No i 4 kociaki właśnie siedzą w babcinej łazience.

Jakbym mogła, to bym ci ukradła tą Babcię, Rustie 8) :1luvu:

Czekamy na fotki kociaków i wspaniałe domki :D :D :ok: :ok: :ok: :ok:

Joasia

PostNapisane: Śro lip 16, 2008 14:19
przez Patii
Ja poprosze zdjecia na maila. Rusti wysle Ci mojego maila na priv i cos podzialamy u mnie w pracy :) Duzo ludzi wiec moze cos sie uda wydac :D

Oczywiscie po uwczesniejszym przeswietleniu "adopciciela" hihihi ale slowko.

PostNapisane: Nie lip 20, 2008 20:07
przez Rustie
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Kociaki w nienajgorszym stanie, czarno-białe z pierwszego zdjecia ma opuchniętą powiekę, na 2 ostatnich jest najsłabszy maluszek, na fotce bez lampy widac mniej więcej jak wyglada chore oko. Jedzą ładnie, pozwalają na podawanie lekarstw. Będzie dobrze :ok:
Mamcia też złapana :)

Zostały do zlapania 2 kocury. I miot na podwórku niedaleko, Gabrysia ma negocjowac z karmicielką...

Patii, fotki wyślę jak: a) zrobię lepsze, b) net mi się naprawi (teraz jestem u rodziców).

PostNapisane: Nie lip 20, 2008 20:14
przez Nordstjerna
Eee, chyba nie jest źle - patrząc po zdjęciach, to szybko będą z nich koty. :ok:

Ku przestrodze

PostNapisane: Śro lip 23, 2008 14:43
przez psiara
"tak się składa, że moja babcia pamięta, co jest naprawdę ważne w tej robocie, nawet gdy mnie ogarnia poczucie niemocy. A 17 czy 25 kotów – na tym etapie to już żadna różnica "


Tak się zastanawiam, gdzie Babcia ma te 25 kotów? Jak finansowo stoi? I czy na pewno się nie pogubiła w tej robocie? A pisze to bo moja sąsiadka po śmierci męża zaczęła pomagać bezpańskim kotom i psom, a po jakimś czasie z mieszkania 1 pokojowego z bloku zrobiła schronisko w którym o zgrozo mnozyłłyy się zwierzaki, była policja, ZOZ, wykluczenie ze wspólnoty( bo jeszcze na dodatek nie płaciła czynszu),popadła w długi- jakoś trzeba wykarmić kilkadziesiąt zwierzaków i w końcu skończyła sama zbierając resztki na śmietniku... A zapomniałam dodać iż była to osoba wykształcona a całe problemy to zwichrowana psychika po śmierci męża.

25 kotów to też bardzo dużo, więc kontroluj te działania Babci. Starsi ludzie szybko tracą poczucie rzeczywistości.

A może potrzebujecie jakiejś pomocy - nie daję pieniędzy ale karmę mogę podesłać . Napisz jaka?

Sama mam psa i zastanawiam się nad 1! kotem, ale to tak za 1/2 roku i stąd czasami podczytuję watki na forum.

PostNapisane: Śro lip 23, 2008 17:53
przez Bungo
Odpowiem w imieniu znających Babcię - cudowną, odpowiedzialną kobietę o wielkim sercu. Psiara, Babcia Rustie nie jest "zwichrowana" - jest osobą w pełni odpowiedzialną, a ktoś, kto nie wie, ile ma kotów, nigdy by na węch w mieszkaniu tego nie wyczuł. Z ogromnym poświęceniem przechowuje, leczy i sterylizuje kocie biedy z bliższej i dalszej okolicy, szuka dla nich dobrych domów. Miałam zaszczyt poznać Ją osobiście i skorzystać z Jej pomocy przy posterylkowym przechowaniu i znalezieniu domu dla pewnej kotki.

PostNapisane: Śro lip 23, 2008 18:25
przez Nordstjerna
Widzę, że Bungo mnie ubiegła, ale to dobrze. :-)
Ze swojej strony mogę dodać, że Babcia Rustie to tytan (tyran) ;-) pracy, osoba, która zaraża innych swoim entuzjazmem do sensownego, mądrego działania. Chciałabym, żeby moja Mama (są w tym samym wieku) była taka, jak Ona.

Jeśli podczytujesz forum, to poczytaj ten wątek:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=71 ... sc&start=0
Będziesz wiedziała, dlaczego porównanie Babci Rustie i znanej Tobie osoby ze zwichrowaną psychiką, która zbiera i mnoży zwierzaki jest, mówiąc oględnie, baaardzo nietrafione.

I tak w największym skrócie: pomoc, jak najbardziej, jest potrzebna, ale niekoniecznie tylko w formie karmy (choć ta, jak wiadomo, szybko się zużywa). Najbardziej potrzebne są domy tymczasowe dla kotów, które poszukują opiekunów na stałe, pomoc w przechowywaniu kocic po sterylkach, pomoc w redagowaniu i wieszaniu ogłoszeń, pomoc w transporcie (Rustie i Babcia nie są zmotoryzowane).

PostNapisane: Śro lip 23, 2008 19:28
przez Paluszek
Mogę troszkę pomóc finansowo, jak posłać? Mogę też się spotkać i podać - na Dajwór mam blisko :? A najlepiej - zamówię paczke w Krakvecie i poślę, podaj mi gdzie na pw.

ok,ok

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 12:20
przez psiara
Sorry nie chciałam nikogo obrazić... Sąsiadka moja była super elegancką kobietą, ale sytuacja życiowa ( śmierć męża) wyzwolila w niej potrzebę ucieczki. I tą ucieczką były koty i psy bezpańskie. Na początku było to pożyteczne a potem przerodziło się w obsesję, kiedy ilość przerosła możliwości finansowe i kiedy własne potrzeby zeszły na dalszy plan... Chciałam Rustię przestrzec z sympatii.

Re: ok,ok

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 12:38
przez JoasiaS
psiara pisze:Chciałam Rustię przestrzec z sympatii.

Nie trzeba :D
U Rustie i jej Babci wszystko jest pod kontrolą :ok: .
Odwalają kawał konkretnej roboty i medal się im za to należy :ok: :ok: :ok:

Joasia

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 12:39
przez Rustie
psiara, nie obraziłaś :) Często dzieje sie tak jak piszesz, więc problem znam.
Dzięki OT, nikt nie zauważył braku obiecanych zdjęć :oops:

Mamcia po zabiegu, w ciąży nie była, brakuje jej siekaczy, usunięto teraz 1 kieł, plus ma ściągnięty kamień z zębów. Ma też niestety powiększone nerki. Jest dzika bardzo, więc leczenie odpada. Wetka pociesza, że teraz, gdy organizm nie jest obciążany porodami, ma szanse pożyć jeszcze rok czy dwa na ulicy.

Maluchy zdrowieją. najmniejszy ma ogonek złamany w 2 miejscach.

A ja mam migrenę :( więc uciekam...

rustie

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 12:40
przez psiara
Nadal wyrazam chęć pomocy rzeczowej.
Mogę także rozwiesić ogłoszenia w Wieliczce i okolicach.. Tylko proszę o informacje jakie namiary mają znależć się na ogłoszeniu, oraz które koty mogą iść do ludzi? Wszystkie czy dopiero po leczeniu... No cóz jestem zielona w temacie...
Jeżeli chodzi o samochód to na razie trudno byłoby mi się zobowiązywać czasowo (małe dziecko, praca), ale może jak córka przywyczai się do przedszkola będę miała więcej czasu ( pracuję w róznych godzinach).
Stad nie mogłam mieć kota wcześniej, bo uważałam że przy malutkim dziecku kot nie byłby dobrym pomysłem.

Acha, moje dziecko nie drażni psa ( a spróbowałoby !) , a pies jest przywyczajony do kota przyjaciół więc może zdam w przyszłości u was egzamin na właścieciela kota:)

Rustie odezwij się...

Re: Kociaki z KK z krakowskiego Kazimierza

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 12:52
przez Nordstjerna
Rustie pisze:I tak się składa, że moja babcia pamięta, co jest naprawdę ważne w tej robocie, nawet gdy mnie ogarnia poczucie niemocy.


No właśnie, chodzi o to, jest naprawdę ważne w tej robocie - chyba pasuje o tym przypominać,zwłaszcza dla młodszych stażem forumowiczów (bo starsi powinni już dawno mieć tego świadomość):

Najważniejsze w tej robocie jest ograniczanie nadpopulacji bezdomnych kotów i zapobieganie bezdomności. I prowadzące do tego celu konsekwentne, kompleksowe działania.

Nie chodzi o samo dokarmianie osiedlowych kotów (choć to ważne), zabranie do domu wyrzuconego przez kogoś domowego kota, uratowanie kotka zagrożonego śmiercią (choć to bardzo ważne), zabranie do domu ślicznych, małych puchatych kociaczków (choć to w większości wypadków ratuje im życie). To nie wystarczy, choć jest bardzo ważną częścią całego tej roboty.

Najważniejsze jest to, żeby działania niosły ze sobą rzeczywiste rozwiązanie problemu bezdomności. Taki przykład: co z tego, że uratujmy puchate kociaczki, skoro pod śmietnikiem zostanie ich dzika, płodna mama - i za dwa miesiące pojawią się następne? Co z tego, że złapiemy samą dziką mamę, wysterylizujemy, zostawiając pod śmietnikiem jej podrośnięte, dzikie dzieci, skoro za pół roku te dzieci urodzą kolejnych kilkanaście dzikich dzieci? Co z tego, że "wciśniemy" pierwszemu lepszemu chętnemu znalezioną na ulicy puchatą kuleczkę, skoro ten przy pierwszej rui wywali ją pod blok, bo "się zrobiła nie do wytrzymania"?

I dlatego piszę o kompleksowych działaniach. Takich, które nie mają nic wspólnego ze zbieractwem kotów, jak mogłoby się wydawać nieobeznanym ze sprawą. O tej porze roku kotki przeważnie już są w następnej ciąży, ale zazwyczaj mają jeszcze wokół siebie stadko majowych kociaków, najczęściej chorych i wymagających natychmiastowego leczenia i oswajania, jeśli mają mieć szansę na dom.
I dlatego tak ważna jest konsekwencja. Wysterylizowanie wszystkich kocic na danym terenie. Wyłapanie i wyadoptowanie wszystkich kociaków z danego miejsca. Bo jeśli w jakimś miejscu pozostanie jedna płodna kotka, to cały wysiłek pójdzie na marne już po kilku miesiącach.

bardzo ważny post

PostNapisane: Czw lip 24, 2008 15:47
przez Jura
Ten post powinien znaleźć się w kocim ABC, na głównej stronie czy tam, gdzie będzie go czytać najwięcej ludzi :idea: