Malutki POGRYZIONY czarny SPINEK... [']





Spinek chciał się zaprzyjaźnić z psem, nie bardzo wyszło. Wyszedł z tego spotkania w formie ciężko dyszącej, prawie bezwładnej czarnej szmatki.
Trafił do nas dzień później, okazało się, że ma złamaną żuchwę i niemal bezwładną lewą stronę ciała.
Trzeba go było karmić conwem, więc wbrew rozsądkowi zabrałam go do siebie - wiozłam go w maleńkim kartoniku, a potem wsadziłam do małej miski - kociak absolutnie nie był w stanie się ruszać...
I nagle - zaskoczył. Zaczęło się od samodzielnych prób jedzenia i mocno niesprawnego dreptania. Teraz - je całkiem sam (choć baaaaaarrrrdddzzzoooo powoli...), potrafi całkiem zwinnie biegać, uwielbia bawić się piłeczkami i myszkami na patyku...
Ale - pozostał nie do końca sprawny, odruchy po lewej stronie ma jednak nadal słabsze. Najprawdopodobniej nie widzi na lewe oko (choć jest ono czynne). Być może te objawy neurologiczne zanikną, a być może pozostanie takim trochę kaleką.
Ma też problem z kłem - przez krzywą żuchwę kieł uszkadza mu trochę dziąsło, być może trzeba to będzie jakoś skorygować.
Spinkowi kojarzę się z otwieraniem mu na siłę połamanego pyska, kroplówkami i takimi przyjemnościami, dlatego też nadal na mnie syczy. Jednocześnie jednak przytulony na dłużej zaczyna mruczeć, coraz mniej też się chowa. Na zabawki reaguje natychmiastowym ożywieniem.
Szuka PILNIE kochającego domu lub innego DT.