Pagedzik i jego siostra Pampela-Paged w SWOIM DOMU!!!!!

Był sobie taki kotek. Ot zwykły czarno biały...czesciej czarnoszary niż biały...czasami czarnorózowy
Mieszkał w pewnym zakładzie produkujacym meble. Plątał sie po magazynach, od czasu do czasu dostał jedzenie ze stołówki. Pewnie urodził się na terenie zakładu, dorastał tam, pomponiki były coraz bardziej "kocurze" i pewnie by tak zostały w świetym spokoju gdyby nie ja
Pagedzika
znam od kilku miesiecy. Jakos tak wyszło że zaczełam przynosić mu jedzonko, on zawsze czekał pod bramą główną zakładu. Niestety nie mogłam mu zostawiać tam miseczki a sypanie jedzenia spotkało sie oczywiscie z komentarzami..przewaznie pozytywnymi, ale wiadomo lepiej sie nie afiszować.
Kilka dni raptem zajęło Pagedzikowi nauczenie sie że jedzonko serwuję pod moim biurem na samym koncu zakładu, gdzie w spokoju mogłam mu postawić miskę. A nawet dwie. Poczatkowo czekał nadal pod bramą zakładu i biegł za mną, potem już czekał na mnie po moim biurem.
Bardzo madry kotek z niego.
Stawiał sie zawsze punkt 7.
Poczatkowo nieufnie sie do mnie odnosił....musiałam odejsc kilka kroków żeby podeszedł do miski. Z kazdym dniem docierałam tradycyjnie przez zołądek do serca
Teraz Pagedzik najpierw sie mizia potem dopiero zaczyna jeść.
Cały czas obiecywałam że go zabiorę, znajde domek..taki z czystą poscielą, smakołykami w miseczce nawet w weekedn...ale zawsze był jakiś inny kot w potrzebie: a to kociaki a to kotka w ciazy.
W ostatni czwartek tez przyszedł...bardzo spóżniony...dopiero koło 11.
Doszedł ostatkiem sił...jego łapki po lewej stronie ciała były opuchniete i nie mógł sie na nich utrzymywać. Nie miał sił wskoczyć po schodkach do biura co zawsze zajmowało mu 2 skoki.
Decyzja zapadła odrazu.
GG do Anity i Tomka
Jak zawsze niezawodni, nieocenieni, przekochani. Odrazu po niego przyjechali i zawiezli go do lecznicy.
Pagedzik miał ponad 40 stopni gorączki. Okazało sie że na łapkach ma jakies ropnie i zakazenie...prawdopodobnie od jakiegoś uderzenia, moze upadku...
wczoraj przeszedł zabieg oczysczania ropnia na przedniej łapce i stracił swoje "kocurze" pomponiki
Tyle sie rozpisałam bo ten kocurek załsuguje na to by wiele o nim opowiadać. Ja jestem zafascynowa tym jak bardzo On mi zaufał....
I bardzo chciałabym żeby znalazł najwspanialszy domek..
Pagedzik zdjecie sprzed kilku tygodni

Mieszkał w pewnym zakładzie produkujacym meble. Plątał sie po magazynach, od czasu do czasu dostał jedzenie ze stołówki. Pewnie urodził się na terenie zakładu, dorastał tam, pomponiki były coraz bardziej "kocurze" i pewnie by tak zostały w świetym spokoju gdyby nie ja

Pagedzika

Kilka dni raptem zajęło Pagedzikowi nauczenie sie że jedzonko serwuję pod moim biurem na samym koncu zakładu, gdzie w spokoju mogłam mu postawić miskę. A nawet dwie. Poczatkowo czekał nadal pod bramą zakładu i biegł za mną, potem już czekał na mnie po moim biurem.
Bardzo madry kotek z niego.
Stawiał sie zawsze punkt 7.
Poczatkowo nieufnie sie do mnie odnosił....musiałam odejsc kilka kroków żeby podeszedł do miski. Z kazdym dniem docierałam tradycyjnie przez zołądek do serca

Cały czas obiecywałam że go zabiorę, znajde domek..taki z czystą poscielą, smakołykami w miseczce nawet w weekedn...ale zawsze był jakiś inny kot w potrzebie: a to kociaki a to kotka w ciazy.
W ostatni czwartek tez przyszedł...bardzo spóżniony...dopiero koło 11.
Doszedł ostatkiem sił...jego łapki po lewej stronie ciała były opuchniete i nie mógł sie na nich utrzymywać. Nie miał sił wskoczyć po schodkach do biura co zawsze zajmowało mu 2 skoki.
Decyzja zapadła odrazu.
GG do Anity i Tomka


Pagedzik miał ponad 40 stopni gorączki. Okazało sie że na łapkach ma jakies ropnie i zakazenie...prawdopodobnie od jakiegoś uderzenia, moze upadku...
wczoraj przeszedł zabieg oczysczania ropnia na przedniej łapce i stracił swoje "kocurze" pomponiki

Tyle sie rozpisałam bo ten kocurek załsuguje na to by wiele o nim opowiadać. Ja jestem zafascynowa tym jak bardzo On mi zaufał....
I bardzo chciałabym żeby znalazł najwspanialszy domek..
