Burasia Bazia przyszła na świat na łódzkich działkach. Została złapana na sterylkę przez annskr.
Młodziutka, ok. 6 miesięczna bezdomna koteczka, postanowiła jednak zaufać człowiekowi... annskr nie chciała jej wypuszczać. No i trafiła do nas.
Wczoraj ją wreszcie zobaczyłam (Burasia chwilowo jest u mojej mamy, którą perfidnie wrobiłam jakiś czas temu w tymczasowanie dzikich i mniej dzikich Buraś.. ) Bazia jest jeszcze trochę nieśmiała, ale nie ucieka, nie boi się hałasów... (prawda, że nietypowy dziczek?).
A z relacji annskr i mojej mamy trochę spodziewałam się dziczka...
Bazia ma lekko nacięte uszko. Miała bowiem zostać wypuszczona na działki...
Bazia absolutnie i bezwarunkowo ufa mojej mamie (no cóż, znają się już pewien czas...) Poza tym, porzekadło: "przez żołądek - do serca", sprawdza się w przypadku owej Burasi-Bazi bezbłędnie.
Postanowiłam zatem zastosować znane i oklepane chwyty.
Są efekty, mruczenie, antenka z ogonka i Bazia na moich kolanach...
Muszę Wam tylko powiedzieć, że Bazia byłaby wspaniałą towarzyszką dla innych kotów.
Wkradła się w łaski Miśka i Muszki.
Z dwuletnią Muszką bawią się jak dwie diablice, Misiek, starszy, reaguje na wszystko ze stoicką obojętnością.
No więc szukamy jej domku!
A dlaczego Bazia, zapytacie? A tak, okolicznościowo


za chwilę będą FOTY
