kieleckie - PIRAT miał dom tylko przez 5 dni... Odszedł...

Pirat to dorodny czarny kocur z żółtymi oczami. Kojarzę go od ponad roku. Od czasu do czasu zapuszczał się w okolice naszej drukarni. Nie miał jednak okazji zabawić tam dłużej, bo nasz firmowy jeszcze wtedy Sznycek przeganiał ze swojego terenu każdego kota, który nieopatrznie zabłąkał się w okolice naszej firmy. W jesieni ubiegłego roku udomowiliśmy naszego Sznycka, a gdy jego teren zrobił się wolny i do wzięcia, Pirat zaczął odwiedzać nas regularnie. Codziennie zaliczał śniadanie i szybko znikał. Czasem karmiłam go ja, czasami mój mąż. Kot nigdy nie pozwalał nam podchodzić do siebie zbyt blisko.
Bardzo prawdopodobne, że Pirat ma jakiś swój dom, ale to musi być bardzo byle jaki dom... Wiosną tamtego roku widziałam Pirata z krwawą szramą na pyszczku. Uciekł w popłochu, gdy próbowałam się do niego zbliżyć. Jakiś czas później odnotowałam, że jak większość okolicznych kotów - jakoś SAM się z tego wylizał...
Trzy dni przed końcem roku Pirat pojawił się na karmieniu z bardzo opuchniętą prawą stroną pyszczka. Oczywiście nie pozwolił do siebie podejść i zbadać co jest tego przyczyną. Sprawa wyjaśniła się dzień później – kot przyszedł z lejącą się ciurkiem spod policzka ropą. Wyglądało to bardzo nieładnie...Nie mogliśmy go tak zostawić!
W ostatni dzień Starego Roku Pirat został podstępem zwabiony do transportera i zamknięty tymczasowo w naszej drukarni w dużej klatce z posłaniem, miseczkami i kuwetą. Miał tam doczekać 2 stycznia i wizyty u weta. Po początkowej fazie paniki i pokazywania jaki jest dziki i groźny, dał sobie wytłumaczyć ciepłym głosem, że jest mądry, kochany i prześliczny
. Umierając ze strachu, odważyłam się go pogłaskać, na co DZIKI KOT rozmruczał się i po kociemu rozanielił
. Chwilę potem pozwolił sobie przemyć ropień rivanolem i wyczyścić uszy
. Rozsiadł się w klatce jak w salonie i spędził tam samotnego Sylwestra
.
Wczoraj zaliczyliśmy wizytę u weta. W planach była kastracja, ale ze względu na lekkie przeziębienie Pirata, zabieg został chwilowo odroczony. Skończyło się na zastrzyku z antybiotykiem i odkryciu świerzbu w uszach.
W tej chwili Pirat już nie pamięta, że był dziki
. Spędza czas zamknięty w naszym biurze (klatka już dawno złożona do kąta) i wygląda na to, że jest bardzo z tego zadowolony. Do 7 stycznia pomieszka tu na pewno. Później muszę go wypuścić, bo drukarnia kończy przerwę urlopową i nie będzie mógł tu przebywać cały czas – ewentualnie w nocy, jeśli zechce. Wrócimy pewnie do spotkań przy śniadaniu...
Zakładam mu wątek, bo chciałabym żeby ten kot docelowo znalazł jakiś bezpieczny kąt. Do tej pory świetnie radził sobie na wolności, ale marzy mi się dla niego lepszy los. Jeżeli znacie jakieś gospodarstwo, przyjazną kotom stadninę, to chętnie go tam oddam. Wcześniej oczywiście wykastruję i zaszczepię. Chcę by nadal był wolny, ale żeby miał kogoś, kto zapewni mu codziennie pełną miskę i opiekę weterynaryjną, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Oto Pirat:
Joasia
Bardzo prawdopodobne, że Pirat ma jakiś swój dom, ale to musi być bardzo byle jaki dom... Wiosną tamtego roku widziałam Pirata z krwawą szramą na pyszczku. Uciekł w popłochu, gdy próbowałam się do niego zbliżyć. Jakiś czas później odnotowałam, że jak większość okolicznych kotów - jakoś SAM się z tego wylizał...
Trzy dni przed końcem roku Pirat pojawił się na karmieniu z bardzo opuchniętą prawą stroną pyszczka. Oczywiście nie pozwolił do siebie podejść i zbadać co jest tego przyczyną. Sprawa wyjaśniła się dzień później – kot przyszedł z lejącą się ciurkiem spod policzka ropą. Wyglądało to bardzo nieładnie...Nie mogliśmy go tak zostawić!
W ostatni dzień Starego Roku Pirat został podstępem zwabiony do transportera i zamknięty tymczasowo w naszej drukarni w dużej klatce z posłaniem, miseczkami i kuwetą. Miał tam doczekać 2 stycznia i wizyty u weta. Po początkowej fazie paniki i pokazywania jaki jest dziki i groźny, dał sobie wytłumaczyć ciepłym głosem, że jest mądry, kochany i prześliczny




Wczoraj zaliczyliśmy wizytę u weta. W planach była kastracja, ale ze względu na lekkie przeziębienie Pirata, zabieg został chwilowo odroczony. Skończyło się na zastrzyku z antybiotykiem i odkryciu świerzbu w uszach.
W tej chwili Pirat już nie pamięta, że był dziki

Zakładam mu wątek, bo chciałabym żeby ten kot docelowo znalazł jakiś bezpieczny kąt. Do tej pory świetnie radził sobie na wolności, ale marzy mi się dla niego lepszy los. Jeżeli znacie jakieś gospodarstwo, przyjazną kotom stadninę, to chętnie go tam oddam. Wcześniej oczywiście wykastruję i zaszczepię. Chcę by nadal był wolny, ale żeby miał kogoś, kto zapewni mu codziennie pełną miskę i opiekę weterynaryjną, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Oto Pirat:




Joasia