Umierający kociak...wyrzucili i zapomnieli...

Wczoraj telefon. Dzwoni mężczyzna, że na terenie jego pracy ma umierającego kociaka. Że on już nie wytrzyma, że kot nie je, ropa się leje, czy możemy pomóc.
Ja oczywiście bez samochodu, ale jedne telefon i nasza niezawodna Natalka samochód ma..i wielkie serducho, więc po krótkim czasie stawiamy się pod pracą owego Pana.
I to co widzimy, ehhhh.....
Kociak niemiłosiernie chudy, oczy w tragiczbnym stanie, ropa leje się z nosa prawie ciurkiem, kot nie może oddychać. Smród taki, jakby kot jeszcze za żywego zaczął się rozkładać...
Zabrałyśmy tą kupkę nieszczęscia do Buni, modląc się aby dożył.
Dostał antybiotyk, kropelki do oczu i nosa,, kroplówkę....i żyje.
Zdjęcia zamieszczę póżniej bo aparat mój TZ zabrał do pracy

Ja oczywiście bez samochodu, ale jedne telefon i nasza niezawodna Natalka samochód ma..i wielkie serducho, więc po krótkim czasie stawiamy się pod pracą owego Pana.
I to co widzimy, ehhhh.....
Kociak niemiłosiernie chudy, oczy w tragiczbnym stanie, ropa leje się z nosa prawie ciurkiem, kot nie może oddychać. Smród taki, jakby kot jeszcze za żywego zaczął się rozkładać...
Zabrałyśmy tą kupkę nieszczęscia do Buni, modląc się aby dożył.
Dostał antybiotyk, kropelki do oczu i nosa,, kroplówkę....i żyje.
Zdjęcia zamieszczę póżniej bo aparat mój TZ zabrał do pracy


