ale do tematu
Jakieś 2 tygodnie temu zabrałam na podwórku młodą kotkę paskudnym rozwydrzonym bachorom, które ją maltretowały. Obiegłam okoliczne bloki i dzielnicę domków jednorodzinnych, zamieściłam ogłoszenie na trójmiejskich i u naszego osiedlowego weta, dzwoniłam do schronisk, nikt jej nie zgubił. No nic. Siedzi u mnie, odrobaczam i leczę jej uszy, szczepię, mniejsza z tym, na razie TŻ przemilczał kwestię, ona przywykła do psa, na razie leczenie trwa, przeżyjemy.
Ale jest sprawa pilniejsza - od tygodnia chodzi pod moim blokiem inny kot



I teraz tak myślę - na pewno nie jest zagubiony z naszego osiedla, bo właściciel znalazłby go już sto razy - kot siedzi wieczorami na dachu hali w środku osiedla i zaczepia miauczeniem każdego przechodzącego. Chyba, że jest wyrzucony.
Na pewno nie jest z okolicznych domków jednorodzinnych, bo tamte koty chodzą swobodnie ale na noc ściągają na podwórka i do domów i nie przychodzą pod nasze bloki w ogóle - raczej może go stamtąd przeganiają.
Może być przywieziony i wyrzucony - to osiedle pod lasem, być może ktoś go wywiózł na koniec miasta i porzucił. Nie widziałam, żeby chodził do lasu polować, kręci się między blokami i czasem się zastanawia, w którą stronę pójść.
Jeszcze jutro zadzwonię domofonem do jednego mieszkania, gdzie widziałam na balkonie podobnego kota, może nie należą do nocnych marków i o 22 już śpią i się z kotkiem rozmijają (ale nie wierzę w sukces).
Co tu z nim zrobić? Do siebie nie mogę go wziąć. Schronisko? chyba bez sensu? Zostawić tak, jak jest na zimę? Wszystkie okna piwniczne i hale garażowe zasiatkowane szczelnie (nowe osiedle). Doradźcie coś...
A może ktoś ma kawałek podłogi na DT. Myślę, że chodząc bez psa na spacery odłowiłabym go w tydzień.
Myślę też,że spokojnie mógłby być do domu wychodzącego, jakby coś... radzi sobie jakoś.