Nie wiem kiedy pojawiła się inna pani, wzięła mnie na ręce, głaskała i powiedziała , że mam guza i że umówi operację.A ja dalej czekałam. Jednego dnia zaczęła mnie wołać pani od jedzenia. Zaraz przybiegłam, była pani od głaskania i jakieś jeszcze dwie osoby. Pogłaskali mnie i wsadzili do kontenerka. Płakałam ile sił, przecież nie mogłam odejść od mojej klatki, bo co będzie jak mój pan wróci! zabrali mnie do siebie do domu.
Dostałam swój pokój. Za kilka dni znów zapakowali do kontenerka i zawieźli do miejsca gdzie mnie oglądano i kłuto igłami. Jedna pani powiedziała, że mam FIV. Moi opiekunowie bardzo sie zmartwili, bo mają już koty. FIV nie FIV ja chciałam do doomuuu. Zostawili mnie. Jak znów ich zobaczyłam miałam szwy na całym brzuchu.Potwornie bolało. Ciągle miałam zastrzyki po których bolało mniej. Tylko moi opiekunowie zupełnie nie umieli ich robić, więc chodziliśmy do lekarzy.Pani próbowała mi dać lekarstwo do pyszczka, obrzydliwość. Później zaczęła dawać mi kurczaka gotowanego z marchewka, a na dnie lekarstwo. Już nie chciałam jej mówić, że ja wiedziałam, że ono tam jest. Jacy ci ludzie są naiwni...
Niedawno zdjęto mi szwy. Całkiem nieźle się czuję. Dostałam własny kocyk, mam własny fotel, tylko nie mam własnego domku. Moja pani mówi, że nie mogę zostać, bo mam FIV i że znajdzie mi najlepszy domek na świecie, taki bez kotów albo z kotem który też ma FIV.
i tak czekam na domek. O moim panu zapomniałam, on chyba też już o mnie zapomniał.






