
Dzwonił z Mazur, z łódki. A w tle słyszałam krzyki kociego maleństwa...
Wracając z knajpy Maciek usłyszał coś w na poboczu. Znalazł karton po soku, który się bardzo wydzierał. Zajrzał do środka (wszak aż tak pijany nie był, żeby uwierzyć, że pudełko się drze). W środku małe cóś, wielkości chomika, ale raczej kotek...



Nie było szans na wizytę u weterynarza, mleko zastępcze albo dla niemowląt. A maluszek darł się, że głodny. Maciek karmił go mieszanką twarożku i resztki mleka, z... prezerwatyw


Potem maluszek przytulił się do suni Maćka (dalmatynki), która pozwoliła mu nawet possać cyca, ale mleka nie dostała.
Przetrwali do rana, a następnego dnia dojechała Ula, siostra TŻa (ona kilka lat temu uratowała naszego kota, Młodego, którego później TŻ adoptował). Mleko w proszku zostało zorganizowane, potem wizyta u weta.
Maluszek żyje i ma się dobrze. Mimo wszystkich przeciwności losu. Na razie opiekuje się nim znalazca, ale ze względu na alergię kociak raczej nie będzie mógł zostać u niego na stałe.
Wakacyjny maluszek z kartonu po soku...