Strona 1 z 1

2 noworodki w Łodzi, proszę o pomoc

PostNapisane: Pt cze 08, 2007 9:33
przez nikha
na moim podwórku kotka porzuciła wczoraj dwa malutkie kociaczki.
W nocy tata przyniósł je do domu, bał się, że padną z zimna i teraz mamy naprawdę poważny problem ,bo nie mogą z nami zostać. Kociaki musiały się urodzić naprawdę niedawno, są ślepe i karmię je ze strzykawki. Jeśli ktoś z was miałby czas i chęci, żeby się nimi zająć, albo znacie kogoś, kto mógłby się zaopiekować maluchami lub ma matkę karmiącą, proszę - pomóżcie. U mnie nikt nie ma czasu, żeby się nimi odpowiednio zaopiekować, że nie wspomnę o tym, że moja ferajna nie zareagowała entuzjastycznie na nowych przybyszów. Mieszkam niedaleko centrum Łodzi, jeśli ktoś z was lub waszych przyjaciół podjąłby się opieki nad muluchami, z chęcią dowiozę je w obrębie Łodzi lub miast ościennych.
Nika

PostNapisane: Pt cze 08, 2007 10:28
przez lidiya
skad pewnosc ze kotka porzucila te maluszki...?

PostNapisane: Pt cze 08, 2007 18:09
przez Formica
i jak sprawa się potoczyła?? kociaki potrzebują jeszcze opieki?? jesli tak ja moge je wykarmic butelka , moje szkraby juz zaczynają jesć z miseczek , ale kłopot chyba tkwił by w transporcie.

PostNapisane: Pt cze 08, 2007 20:54
przez nikha
niestety, nie udało mi się jeszcze znaleźć dla nich opieki. Myślałam, że ewentualnie w ostateczności oddam je do schroniska, ale jak zadzwoniłam, usłyszałam, że jak je przywiozę, to zostaną uśpione...
Obdzwoniłam cały mój notes, jak ktoś już miał kotkę, to po sterylce :-(
Formica, sprawdzałam, niestety nie ma bezpośredniego połączenia między Łodzią a Zabrzem, więc nawet przesyłka konduktorska chyba by nie wypaliła. Zresztą, to z osiem godzin jazdy, już sama nie wiem co zrobić z tymi drzymordkami :-((( Jutro rano pojadę jeszcze do mojego weta, dzisiaj jej nie było, może razem uda nam się coś wykombinować. W każdym bądź razie bardzo dziękuję za chęci.
Lidiya, wypytałam dzisiaj rano dzieciaki z podwórka, okazało się, że przegoniły kocicę, bo myślały, że chce zjeść małe. Prawdopodobnie gdzieś je przenosiła. Na pewno nie było jej przy małych co najmniej dwanaście godzin. W ogóle kocica była "nie tutejsza", na pewno nie z naszego "stadka".