» Czw mar 29, 2007 16:35
Dziewczyny z tymi tymczasami to faktycznie może być problem!
Ja ten błąd popełniłam zupełnie nieświadomie; poprostu poszłam na żywioł nie zdając sobie sprawy, co z tego może wyniknąć. Miałam dwa swoje koty Melaśkę i Kleofasa oraz dwie sunie przygarnięte również. Najpierw trafiła mi się Sabina, którą złapałam do sterylki i miałam wypuścić. Ale ona była ufna, wrażliwa i oswojona. Została. Jest już ponad rok. Potem któregoś dnia wyłowiłam spod auta Teodora -dwumiesięcznego kocurka. Co miałam zrobić: został. Potem córki chłopak przyniósł mi na dwa tygodnie swoją kotkę CziCzi, bo jechali na wczasy. Jest u mnie już 8 miesięcy. Potem odłowiłam Kasperka i michałka, żeby im było ciepło w zimie, bo i tak chodziłam je dokarmiać przez dwa lata. A potem zrobiłam polowanie na, wydawało mi się rodzeństwo Teodora - trzy maluchy. To był wrzesień ubiegłego roku. Z kimś coś przywłokłam. Najpierw była panleukopemia. Maluchy nieszczepione. Leczenie pochłonęło wzięty na nowe okna kredyt. Jeden z maluchów -Filemonek umarł. Tosia i Pati dalej chorują; Pati ma calcywirozę i coś tam jeszcze że spuchła jak przy śwince. Leczenie do końca listopada, bo co chila ktoś coś łapie, pomimo że moje 3 szczepione, CziCzi i Teodor też. Z tego też powodu że latałam ze wszystkimi ciągle do weta, czasem trzy razy dziennie (bo autobusem trzeba było pojedynczo, a ja chodzę o kuli), nie szukałam domków gdy maluchy były małe. Teraz mają już 10 miesięcy i wszystkie są nadal u mnie. Ludzie pytają ale o małe kotki, takich prawie dorosłych nikt nie chce. Ciągle jeszcze mam jakiegoś wirusa w domu, bo po kolei każdemu co chwila coś tam się dzieje, to zapalenie spojówek, to jakaś apatia (podobno spadek odporności) i bez względu na szczepienie. Co miesiąc u weta zostawiam po kilkaset złotych. A moje sunie też są w stałym leczeniu. Tak, że rozważcie sobie dziewczyny na co się decydujecie, bo cel szczytny, tylko droga bardzo wyboista. Ja teraz w maju jadę do sanatorium, nie wiem co zrobić z tym zwierzyńcem, bo nie wierzę że do maja je porozdaję, skoro siedzą już tyle czasu. Poza tym mam jeszcze jeden bardzo poważny problem, który rozstrzygnie się też maj-czerwiec. Poważnie chore dziecko, które aby ratować , może będę musiała sprzedać mieszkanie i iść mieszkać do rodziców. Co wtedy zrobię z menażerią po prostu nie wiem.
Koty też umieją kochać, choć chadzają własnymi drogami