

Bella urodziła się i mieszkała w piwnicy.
Dokarmiała ją p. Halina, znajoma karmicielka.
W piątek zadzwoniła zrozpaczona: ulewa, którz przeszła nad miastem zalała schronienie kotki. Kicia siedzi przy rynnie, cała zmoknięta...
W sobotę po południu była juz u mnie. Mieszka w kontenerku-oswajaczu. Jest dzika. Syczy, prycha, bije uzbrojoną łapą...
Na szczęście je i załatwia się do żwirku.
Wytłukłam jej tysiące pcheł. Dostaje też antybiotyk z powodu lekkiego kataru.
Przed chwila pozwoliła mi sie poglaskac końcem palca. Bez warczenia.

Jest przepiekna: biała z ciemnym ogonkiem, dwoma plackami na łebku ( po 1 na każdym uchu), ciemną mikroskopijną kropeczką na środku czoła i malutkim czarnym kleksikiem na różowym nosku.
Na razie leczymy i oswajamy ale zakochac można się już teraz i mysleć o adopcji kici.
Gwarantuję, ze oddam calkowicie zsocjalizowaną.
P.S.
Jak widac kotka nie lubi flesza. Ale oczy ma piekne, daję słowo.